Skocz do zawartości
Forum Śląskich Motocyklistów

Chorwacja 2012


XJR1300

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 179
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

ano bez takich przygod jak ja mialem ! Wroccie w tej samej liczbie coscie wyjechali !

Ja już skończyłem. Przywaliłem w kamola i odpadła mi pokrywa od alternatora - tak ciekawie że crash pad nietknięty a na owiewce przed alternatorem jedna rysa 2 cm. Idealnie, w wystający 1cm poza owiewkę alternator trafiłem. Ważne że cały jestem i skończyło się na spuchniętym paluchu u nogi (doprawiłem go jeszcze nocnym chodzeniem), bo kamol był zacny (z metr długości, pół metra szerokości i ze trzydzieści cm wysokości w miejscu gdzie go zaczepiłem. Jakbym trafił centralnie to raczej miałbym bercika do kasacji a i ze mną byłoby inaczej.

Niechaj moc będzie z resztą

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

około 20 km przed Graz. Nawigacja mi zwariowała sugerując że przejechaliśmy zjazd. Ponieważ byłem maruderem (bo wyszedłem z założenia że za granicą prędkości nie przekraczam - podgoniłem, wyprzedziłem wszystkich i że był parking dałem im info do zjazdu. Depnąłem po hamplach żeby wytracić nadmiar tego co miałem na liczniku w momencie wyprzedzania ekipy. Puściłem hampel - wszedłem w zjazd, kawałek prostej - znowu po obydwu hamplach (koło tylnie poszło w ślizg, abs starał się to wyprowadzić, ja zaczepiłem o pobocze), skosiłem słupek milowy (podniósł się tak szybko jak opadł) odruchowo puściłem hample jak poczułem że tył mi tańczy, odzyskałem panowanie nad moto - ale niestety głaz narzutowy leżący na poboczu przemknął się poniżej "kraschpada" i zaczepił o kawałek wystającej z owiewki obudowy alternatora. Musiałem już odchodzić od "kamolca" - bo nie zaczepiłem o niego ani nogą ani kufrem (w przypadku kufra głaz mógł być za niski). Podejrzewam że trzaskająca obudowa alternatora przywaliła mi w palucha - który napuchł i dostał krwiaka. Olej zalał spodnie. Andrzej ściągnął pomoc z suzuki, Grzegorz załatwił temat tłumaczenia. A ja z napuchniętym paluchem chodziłem, bo jak siadłem to po półgodzinie nie mogłem stanąć na nodze. Witek pomógł załatwić transport powrotny.

wnioski z wyjazdu

1. zapomniałem chłopakom dać kuny chorwackie (zawsze by wydali a ja musiałem oddać do kantoru)

2. zgubiłem gdzieś aparat fotograficzny córki - więc będzie mnie dodatkowo kosztować

3. co nas nie zabije to nas wzmocni - dobrze że tylko stłuczony palec

4. zajebiste są spodnie z odpinanymi nogawkami - motocyklowe z których można zrobić bermudy :)

5. zawsze może się zdarzyć że zrobimy coś głupiego - dobrze że tylko sprzęt (i do tego niewiele), bo kamień był spory

6. dobrze że jest na kogo liczyć - dzięki koledzy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a tak to niestety wygladalo w rzeczywistosci...

jak? bo ja chyba w lekkim szoku byłem po tym wszystkim - mam problemy z ustaleniem kolejności zdarzeń po całym zajściu - stąd nie wiem gdzie jeszcze miałem aparat, pamiętam że poszedłem zrobić zdjęcie zjazdu.

Wiem że przyczyną był błąd ludzki - czyli mój.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ooo co za zle wieści :( , a juz myslalem ze jakas pozytywna fotka z wypadu a tu takie cos..dobrze syku ze sie nie polamaleś i moto nie ucierpialo za bardzo..no szkoda tyle przygotowan i taki nie fart ..i z tą lawetą dobrze ze sie udalo zalatwic i mialeś jak wrocic..no nic to teraz pozostalo zyczyc szczescia pozostalej ekipie. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawi mnie co to był za głaz:)

Poustawiali głazy po lewej stronie (między słupkami milowymi) ze cztery na wjeździe i kilka na wyjeździe. Jakby chodziło o to żeby nikt tam na poboczu nie parkował (a może tylko w celu ozdobnym). Taki sam głaz wstawili w CH Arena w Gliwicach. Jak się jedzie Nadrzeczną i nie wyrobi się w zakręcie na centrum - to też się na nim wyląduje.

Cóż zapewne zmęczenie też swoje dało - wyjechaliśmy około szóstej, zdarzenie miało miejsce około 14:30, przejechaliśmy ponad sześćset km. Zdjęcia miejsca zrobiłem (od strony wlotu) - niestety aparat przepadł.

Cóż - kolejne doświadczenie przybyło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

około 20 km przed Graz. Nawigacja mi zwariowała sugerując że przejechaliśmy zjazd.

---nawigacja zwariowała już w bielsku chcac Cie prowadzic nie wiem po co przez szczyrk...

Ponieważ byłem maruderem (bo wyszedłem z założenia że za granicą prędkości nie przekraczam - podgoniłem, wyprzedziłem wszystkich i że był parking dałem im info do zjazdu.

---Nie wiem kogo goniłeś skoro byleś widoczny w lusterkach a dwa wszystkie auta nas wyprzedzały więc predkości zadnych nie było...

Depnąłem po hamplach żeby wytracić nadmiar tego co miałem na liczniku w momencie wyprzedzania ekipy. Puściłem hampel - wszedłem w zjazd, kawałek prostej - znowu po obydwu hamplach (koło tylnie poszło w ślizg, abs starał się to wyprowadzić, ja zaczepiłem o pobocze), skosiłem słupek milowy (podniósł się tak szybko jak opadł) odruchowo puściłem hample jak poczułem że tył mi tańczy, odzyskałem panowanie nad moto - ale niestety głaz narzutowy leżący na poboczu przemknął się poniżej "kraschpada" i zaczepił o kawałek wystającej z owiewki obudowy alternatora. Musiałem już odchodzić od "kamolca" - bo nie zaczepiłem o niego ani nogą ani kufrem (w przypadku kufra głaz mógł być za niski). Podejrzewam że trzaskająca obudowa alternatora przywaliła mi w palucha - który napuchł i dostał krwiaka. Olej zalał spodnie.

---Ja widziałem co innego... przyspieszyłeś prawym pasem wyprzedzając andrzeja mnie i i na wysokości grzeska zaczales skrecac w zjazd... nie wytraciles predkoci i poszedles po poboczy zwirek piasek itd. skosiles jeden bialy slupek i pech chcial ze byly tam tez glazy kamienie (w koncu austria to kraj górzysty :P)

Andrzej ściągnął pomoc z suzuki, Grzegorz załatwił temat tłumaczenia. A ja z napuchniętym paluchem chodziłem od 18 tej do 2:30, bo jak siadłem to po półgodzinie nie mogłem stanąć na nodze. Znajomi Witka przyjechali po mnie z za małą lawetą (i do tego okazało się że nie miała najazdu (ale nówka nie śmigana - jak ją Pani od której ją brali zachwalała). Wtarganie berty na przyczepę było koszmarne, ale się udało po odczepieniu i podniesieniu dyszla. W drodze nóżka z centralnej stopki wywaliła dziurę w podłodze (co za idiota zrobił podest ze sklejki - i to tego nie za grubej (na szczęście pasy utrzymały bercika i po podłożeniu deski pod podnóżek - dojechaliśmy szczęśliwie do Gliwic. Około 11 byłem na miejscu.

wnioski z wyjazdu

1. zapomniałem chłopakom dać kuny chorwackie (zawsze by wydali a ja musiałem oddać do kantoru)

---faktycznie moglismy wziac gotowke bo i tak wybieralismy z bankomatu

2. zgubiłem gdzieś aparat fotograficzny córki - więc będzie mnie dodatkowo kosztować

---na 101% zostawiles go u austriackiego laweciarza bo przed zapakowaniem auta robiles fotki motoru a potem juz tylko wsiadles do niego

3. co nas nie zabije to nas wzmocni - dobrze że tylko stłuczony palec

---dokladnie tak cieszyc sie ze tylko tyle sie stalo!

4. zajebiste są spodnie z odpinanymi nogawkami - motocyklowe z których można zrobić bermudy :)

5. zawsze może się zdarzyć że zrobimy coś głupiego - dobrze że tylko sprzęt (i do tego niewiele), bo kamień był spory

6. dobrze że jest na kogo liczyć - dzięki koledzy

---ja bym jeszcze dodał punkt 7. NIE WIERZ ŚLEPO NAWIGACJI! Bo śmiejemy się jak ludzie wjeżdżają do jezior bo ich nawigacja poprowadziła a tu przyklad na własnej skorze co sie stalo jak Ci nawigacja zasugerowała zjazd...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podejrzewam że za długie odcinki były bez odpoczynku.......... W sumie na prostej się załatwiłeś, chwila nieuwagi...... BTW. Byłem w Graz ze 20 razy, na tym parkingu byłem na 100%(bo byłem na wszystkich:)). Ciekawi mnie co to był za głaz:)

Jakie za długie? byliśmy akurat w połowie drogi jakieś 600km... Do tego wczesniej mielismy MINIMUM 4-5 postoi wiec na pewno to nie byla kwestia zmeczenia... pozniej juz niestety w 3 dojechalismy do punktu docelowego czyli "8" w chorwacji

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogólnie reasumując wyjazd uważam za udany... ja osobiście zrobiłem 3630km w 5dni... (andrzej i grzesiek wracaja dzis)

przejazd słynna "8" od góry do dokłu chorwacji polecam każdemu kto lubi zakrety, duzo zakretów, baaardzo duzo zakretów ;) nie mniej jednak na pewno jest to wymagająca trasa wiec umiejetnosci konieczne! co chwile widac swieczki lub krzyze przy zakretach takze daje do myslenia i spowala jak sie chce odkrecic...

przejechalismy cala "8" potem czarna góra (jeszcze lepsze widoki niz w chorwacji ale drogi gorsze) nastepnie bosnia i sarajewo i tu troche rozczarowanie bo widoki i drogi "takie se" ale kontrast musi byc zeby dostrzec innych piekno hehe ;)

co do kosztow nie podusowywalem ale na pewno wyszlo 2500zł zylismy ani nie skromnie ani nie super bogato... jak macie pytania piszcie ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Wchodząc na stronę akceptujesz regulamin i politykę prywatności.