W zeszłym roku jesienią byliśmy z żoną w Bieszczadach. Dojazd z Katowic zaplanowałem górami. Wyjechaliśmy w piątek rano w kierunku Kocierza i dalej w kierunku Suchej i przejścia granicznego w Sromowcach. Do Nidzicy miałem duży ruch na drodze i jazda była nieciekawa. Po Słowackiej stronie od razu lepiej, mały ruch, widokowa droga, bardzo przyjemna jazda. Do Polski ponownie wjechaliśmy w Radoszycach. Nocleg zarezerwowałem nad Sanem w miejscowości Chmiel. Jest to serce Bieszczad, ustronne miejsce. Na miejsce dojeżdżaliśmy przy zachodzącym słońcu. Kolory liści bajkowe, jesień w Bieszczadach jest piękna. W ogóle planowałem ten wyjazd czekając na odpowiednią prognozę tak aby trafić w słoneczny weekend. Zakwaterowaliśmy się w pensjonacie Magiczny Zakątek. Polecam ze względu na jedzenie które jest swojskie i pyszne. Tu mapa dojazdu https://goo.gl/maps/57H7i Wieczorem spacer nad Sanem. Charakterystyczne jest koryto rzeki które ukazuje kierunek upadku warstw skalnych. Dobrze to widać przy niskim stanie wody. W sobotę mieliśmy w planie wejście na Tarnicę. Rano pojechaliśmy do Wołosatego, poszliśmy szlakiem na Tarnicę i później do Ustrzyk. Po motocykl do Wołosatego wróciłem autostopem. Po chwili odpoczynku i obiedzie pojechaliśmy małą pętlę i szutrem wzdłuż Sanu od zbiornika do Chmielu. Wieczorem miał być gwóźdź programu - mecz Polska Niemcy w nogę. Kompanów do kibicowania miałem dwóch i obydwaj pesymiści. Nastawienie w stylu w tym kraju nic się nie da, wszystko źle itd. Jak się okazało, że nie ma masakry tylko jest wola walki na boisku to chłopy tak się przestawili na optymistów, że nie nadążałem. Rewelacyjny wieczór nam reprezentacja zafundowała. Następnego dnia mieliśmy rano wyjechać więc świętowanie zakończyliśmy szybko. W niedzielę rano w Cisnej mineliśmy zawodników zbierających się do startu w maratonie bieszczadzkim. Kibicowanie odpadało, musieliśmy jechać. W planie miałem przejechanie przez Magurski Park Narodowy. Magura okazała się odludziem, coś w sam raz na kolejną weekendową wycieczkę motocyklową połączoną z trekingiem. Dalej na zachód jechaliśmy krótki odcinek przez Słowację. I następnie przez Piwniczną i Beskid Wyspowy. Ten odcinek drogi to malownicza dolina Popradu. Droga wije się wzdłuż rzeki, jest kręta i lubiana przez motocyklistów. Beskid wyspowy natomiast to okolica Limanowej. Nazwę zawdzięcza pojedyńczym szczytom górskim niepowiązanym w łańcuch. Ładne miejsce. Do Kato dotarliśmy przed zmierzchem. Poniżej w linku trochę zdjęć https://youtu.be/EFzkHV_xzcM Nakręciłem też film https://youtu.be/KUGM_V6yq7w