Skocz do zawartości
Forum Śląskich Motocyklistów

MotoTravel

Użytkownicy
  • Postów

    58
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7

Treść opublikowana przez MotoTravel

  1. Dzień dwunasty 21.08.2021 Ostatni dzień wyjazdu to taki trochę relaks połączony z podsumowaniami. Drogami gorszej kategorii niespiesznie podążam na Morawy. W połowie dnia zatrzymuję się pod zamkiem Namest nad Oslavou. Byłem tam już kilkakrotnie, niestety za każdym razem witały mnie zamknięte drzwi. Albo robili remont, albo świętowali albo ja byłem za późno. Dzisiaj mam szczęście. Czeski trochę kojarzę, więc nie było problemów ze zrozumieniem przewodniczki. W zamku pozostało sporo wyposażenia z XIX i XX wieku, ponieważ służył on jako rezydencja prezydenta Czechosłowacji. Zamek Namest nad Oslavou, tym razem był otwarty Niech to będzie przestroga dla tych, którzy jeżdżą bez kasku W niedalekiej restauracji jem szybki obiad i jadę w stronę Ostrawy. Po polskiej stronie nie czeka na mnie żaden komitet powitalny w postaci straży granicznej czy kontroli sanitarnej. Nawet niespecjalnie zwalniam. Do domu przyjeżdżam po około dwóch godzinach. Moja udana wycieczka dobiega szczęśliwie końca. Z wyjątkiem pierwszego dnia nie miałem żadnych złych przygód. Ustrzegłem się wywrotek. Pomimo braku zabezpieczenia bagażu nikt go nie przygarnął. Jak do dzisiaj nie przysłali żadnego mandatu, nie złapałem też gumy, co zawdzięczam chyba koledze Dziadowi Borowemu, który przerobił koła na bezdętki. Cele osiągnięte. Empirycznie stwierdzam, że francuska część Alp z pewnością zadowoli motocyklistów żądnych dróg obfitujących w ciasne zakręty. Jako historyk skupiłem się dodatkowo na zwiedzaniu najciekawszych zamków. W odróżnieniu od wcześniejszych eskapad rezerwowałem noclegi przez booking na bieżąco w trakcie podróży, co generalnie zdało egzamin. Pewnym mankamentem były dość wysokie ceny ale to po części wina okresu urlopowego. Jakoś nigdy nie udało mi się zorganizować wyjazdu w czerwcu, dlatego tradycyjnie przepłacam. Z perspektywy czasu oceniam, że wycieczka miała trochę za duże tempo. Optymalnie powinienem przejeżdżać dziennie do 300 km, tak jak zeszłego roku na Afryce Twin. Tym razem wyszło niemal 400 km i na koniec dnia zdradzałem objawy „wytłuczenia”. Winą za taki stan rzeczy obarczam po części zbyt sportowe nastawy zawieszenia. Do jazdy turystycznej trzeba było skręcić bardziej miękko. Kończąc, pora odpowiedzieć na pytanie ze wstępu. Tak, w moim przekonaniu Yamaha Tenere 700 całkowicie spełnia warunki stawiane motocyklom wyprawowym. Przede wszystkim sprzęt nie męczy nadmiernie po dwóch tygodniach ciągłej jazdy. Zasięg Tenerki oceniam jako wystarczający, ochronę przed czynnikami atmosferycznymi również. Silnik wespół z podwoziem pozwalają czerpać masę radości z jazdy po przełęczach, a jak komuś obrzydł asfalt można bez obaw zboczyć w lekki offroad. Oczywiście moto nie rozpieszcza użytkownika tysiącami mniej lub bardziej przydatnych gadżetów turystycznych. W zamian oferuje prostotę oraz niską masę, które dostajemy za umiarkowaną cenę. Pozdrawiam wszystkich motocyklistów, no i do zobaczenia na trasie
  2. Dzień jedenasty 20.08.2021 Przy śniadaniu gadam trochę z właścicielką na niezobowiązujące tematy i w międzyczasie obmyślam plan działania. Generalnie trzeba opuścić Austrię. Do przejechania jest spory kawałek, dlatego wybieram autostradę. Robię tylko jedną dużą przerwę spożytkowaną na wizytę w renesansowym zamku Tratzberg. Na wstępie oglądam film 3D, ukazujący historie budowy obiektu. Największe wrażenie robi na mnie jednak drzewo genealogiczne dynastii Habsburgów przedstawione w formie gigantycznego malowidła w jednej z komnat. Renesansowy zamek Tratzberg Gogle służące do projekcji filmu 3D W zamku mają tarcze po Krzyżakach Fresk ukazujący genealogię dynastii Habsburgów Granicę przekraczam bezproblemowo. Żadnego strażnika w polu widzenia,. Nie wiem po co straszyli ludzi tymi kontrolami. Mam jeszcze trochę czasu do zmierzchu wobec czego postanawiam zrobić sobie mały spacer po starówce w Czeskich Budziejowicach. Przystępny cenowo hotel znajduję poza miastem. Rynek w Czeskich Budziejowicach
  3. Dzień dziesiąty 19.08.2021 Z niziny padańskiej jadę ponownie w góry. Pierwsza część dnia nieco się dłuży. Z rzadka widać jezioro Garda, poza tym nic specjalnego. Podróżnicza rutyna: jazda, krótka przerwa na przepyszną włoską kawę, tankowanie, wizyta w toalecie lub w przydrożnych krzaczorach. Odpuszczam kolejny przejazd Stelvio. W zamian za to jadę całkiem niezłym odcinkiem wiodącym wzdłuż jeziora Livigno. Przedzieram się przez tunel i po chwili jestem w cukierkowej Szwajcarii. Z będących w zasięgu atrakcji turystycznych mój wybór pada na zamek Tarasp. Położony na szczycie góry, otoczony nienaturalnie zielonymi łąkami wygląda przepięknie. Nawiasem mówiąc kolor okolicznych łąk wydaje się człowiekowi jak zrobiony w Photoshopie. Opłacam wstęp po czym zasilam grupę wielonarodowych turystów. Oprowadzanie tylko po niemiecku, na szczęście rozumiem ogólny kontekst wypowiedzi przewodniczki, resztę doczytuję w Internecie. Jedynym co mnie razi to beznadziejna sztuka współczesna poupychana gdzie popadnie. Kompletnie nie pasuje ona do średniowiecznego obiektu. Zamek Tarasp Sztuka współczesna w średniowiecznym zamku, średni pomysł Szwajcaria, kolor łąk jak z Photoshopu Szwajcarzy kochają kwiaty Wiele domów ma oryginalne ciekawe wejścia obowiązkowo z miotłą Mam ze dwie godziny do zachodu słońca, wiec ruszam na chwilę do Włoch przegonić Tenerke na tzw. patelni zlokalizowanej tuż przy granicy. Tworzy ja sześć zakrętów na szerokim łagodnym zboczu z malowniczymi łąkami po bokach. Dzięki temu mam szerokie pole widzenia, i mogę z dużym wyprzedzeniem zaplanować linię przejazdu. Sama droga należy do raczej wąskich. Po jednym pasie w obydwie strony. Na dole zawijam się z powrotem. Wieża kościelna w Venosta Vecchia Podróżując po austriackiej prowincji często napotykam znaki - cisza nocna, z jednoczesnym zakazem jazdy motocyklami w godzinach od 23 do 6 rano. Warto zatem dobrze zaplanować nocleg aby nie stwarzać pretekstu do zatrzymania. Myślę, że miejscowi doniosą bez skrupułów albo co gorsza przyjdzie do Polski drogie pamiątkowe zdjęcie. Hotelik z gatunku Gasthaus. Dostaję stylowy pokoik wyłożony w całości pachnącym drewnem, darmowy parking oraz zniżkę 50%. Przemarsz orkiestry w strojach regionalnych Mój hotelik, przyjazny motocyklistom, na wejściu zniżka 50% Wada przewożenia bagaży w jednym dużym worku, trudno o porządek, czasem trzeba wysypać całość aby coś znaleźć
  4. Gdzie by tu pojechać? Możliwości całkiem sporo. Zaczynam od leżącego po drodze zamku Miolans. Było tu niegdyś ciężkie więzienie goszczące między innymi takich oryginałów jak Markiz de Sade. Nie znajdziemy tam bogatych wnętrz. To w zasadzie puste pokoje gdzieniegdzie ozdobione napisami autorstwa osadzonych. Całość robi mroczne wrażanie i dlatego obiekt wynajmuje się na zabawy typu escape game Na dziedzińcu ciekawostka, grządki w uprawami różnych unikatowych odmian ziół, warzyw i drzewek owocowych. Zamek wystawiono na sprzedaż. Cena 2,5 miliona euro, generalnie tanio, choć obiekt wymaga remontu. Tzw. fotka z drogi W oddali zamek Miolans Zamek Miolans, własność prywatna, obecnie wystawiony na sprzedaż, cena 2,5 mln Euro Uprawy endemicznych roślin na tarasach zamkowych Napisy z XVII w. wykonane przez więźniów w celach zamku Miolans Następny odcinek planuję z uwzględnieniem jak największej ilości serpentyn. Miłych wrażeń dostarcza droga w okolicach Beaufort obfitującą w zakręty 180 stopni. Teresa radzi sobie z każdą nawrotką. Jeśli sytuacja na to pozwala zwiększam prędkość, trochę się składam ale nie przekraczam 70% moich możliwości. Wśród mijanych motocyklistów przeważają Francuzi, gdzieniegdzie jakiś gostek na niemieckich lub szwajcarskich blachach. Generalnie preferują oni umiarkowane tempo. Tylko od czasu do czasu mijają mnie asy pędzące na ślepo całą szerokością jezdni. Alpy Sabaudzkie znane są powszechnie z kurortów narciarskich oraz wyścigu Tour de France. Muszę przyznać, że po przejeździe Col de Iˈlseran jeszcze bardziej wzrósł mój szacunek dla kolarzy. Nie tylko muszą walczyć z podjazdami ale także zmagać się z wybitnie dziurawym asfaltem. Zjazd biegnący koło jeziora Cenis ma już lepszą nawierzchnię. Francuzi generalnie bardzo się pilnują, mało kto przekracza dozwoloną prędkość. Ma to tą zaletę, że nikt nie "siedzi na ogonie" i nie popycha motocyklisty. Do dzisiaj nie przyszła mi żadna fotka z fotoradaru Drogi w okolicach Beaufort są jednymi z lepszych jeśli chodzi o jazdę na motocyklu Pomnik poległych w I wojnie światowej jest prawie w każdej miejscowości we Francji, tu rzadziej spotykana wersja z kogutem Zabytkowych aut mijałem we Francji stosunkowo mało Jezioro Cenis Opuszczam wspaniałe góry i chcąc nie chcąc pakuje się na autostradę. Nocą wracam pod Mediolan do tego samego sprawdzonego hotelu sprzed czterech dni.
  5. Dzień ósmy 17.08.2021 Ruszam wcześnie bez zwyczajowych porannych zakupów, gdyż takowe zrobiłem wczoraj w nocnym sklepie. Niedaleko za Briancon odbijam na jedną z bardziej znanych przełęczy - Col du Galiblier. Trasa całkiem spoko jednak nie sposób w pełni wykorzystać jej atutów z powodu zatłoczenia. Chwilami mam wrażenie, że połowa Francji podąża razem ze mną. Takie są uroki sierpniowego wyjazdu, a miałem urlopować w czerwcu…… Im bardziej na północ tym krajobraz robi się mniej górzysty, zaczynają się winnice oraz pola kukurydzy. Dzisiaj zwiedzam średniowieczne zamczysko Montrottier położone trochę na uboczu. Aby wiedzieć na co patrzę kupuje angielski przewodnik. Wewnątrz bogate wyposażenie, jest kolekcja zabytkowej ceramiki, broń, obrazy oraz meble. Dla lubiących historię w sam raz. Najpierw płać, później tankuj. Taki model jest w dużej części stacji benzynowych we Francji Podczas wycieczki motocyklowej człowiek staje się natychmiast szczęśliwy Zamek Montrottier Zamek Montrottier Widok z zamku Montrottier Zwiedzanie zamku, posiłkuje się broszurą po angielsku Zamek Montrottier, wystawa ceramiki z różnych krajów (z Polski nie znalazłem) Na kolację kupiłem winogrona made in France, bardzo smaczne
  6. Dzień siódmy 16.08.2021 Dzisiaj planuje wyłącznie jeździć odpuszczając zwiedzanie obiektów. Wybieram mniej oklepane boczne przełęcze, w pierwszej kolejności col de la Cayolle. Droga prowadzi cały czas w kanionie. Nawierzchnia nie zachwyca, dlatego co pewien czas robię konieczne przerwy. Trochę niepotrzebnie zestroiłem Teresę mega twardo jak do wyścigu. Po pewnym czasie jestem przekonany, że na wycieczce lepiej sprawdzi się ustawienie komfortowe. Nie szukam przecież limitów przyczepności czy ułamków sekund. Na postoju spotykam grupę holenderskich kolarzy. Są zachwyceni Alpami tak różnymi od ich płaskiego kraju. Trochę się dziwią, że podróżuję samemu ale nie oni pierwsi. Droga na przełęczy de la Cayolle Miłe spotkanie z holenderskimi kolarzami na przełęczy de la Cayolle Jest Francja to na obiad powinien być naleśnik Mijam kurorty narciarskie oraz urocze osady, które wyglądają jakby niemal wyrastały ze skał. Po południu nachodzi mnie chęć motocyklowej wspinaczki. Zbaczam w dróżkę na jeden samochód i po kilkudziesięciu ostrych zakrętach docieram do wioseczki o nazwie Rouge. Uwieczniam tą piękną chwilę na zdjęciach i z żalem postanawiam wracać do hotelu. Krótka przerwa w miejscowości Guillaumes Widok na domy w Roubion Droga nad kanionem Vionene Wysoko położona miejscowość Rouge W tym rejonie Francji pewnych trudności może przysporzyć mała ilość stacji benzynowych. Duża część z nich akceptuje tylko karty. Niestety nie zawsze taki automat podejmuje współpracę z kierowcą czego doświadczam kilkukrotnie. Teresa ma bak średniej pojemności i aby uniknąć problemów tankuję mniej więcej co 200 km. Obieram trochę inną trasę powrotną, z mnóstwem ostrych zakrętów. Bardzo cieszy mnie jazda po prowincji. Żadnych tłumów, a pod wieczór niemal pusto. Solidnie wytrzęsiony robię postój na pizzę. W trakcie konsumpcji przyglądam się grze w bule. Sport ten uprawiają zarówno mężczyźni jak i kobiety. Widzę starych wyjadaczy oraz młody narybek. Stacje benzynowe tylko na karty, fajnie ale nie zawsze taki automat działa Gra w bule ma się całkiem dobrze Jezioro Pocon Miało nie być jazdy po nocy ale oczywiście nic z tego nie wyszło. Do hotelu wracam na jedenastą wieczór.
  7. Dzień szósty 15.08.2021 Dzionek rozpoczynam zwyczajowo od zaopatrzenia w paliwo. Aby lepiej poznać Francje kupuje lokalne produkty: bagietkę, ser oraz całkiem smaczne winogrona. Braiancon posiada aż trzy forty, wiec postanawiam zobaczyć przynajmniej jeden z nich. Po chwili wychodzi na jaw, że jest to zadanie niewykonalne, gdyż budynki zajmuje francuskie wojsko. Wracając do motocykla dostrzegam tablice pamiątkową poświęconą ruchowi oporu z czasów II wojny światowej. Wśród nazwisk poległych przy oswobadzaniu miasta rzuca się w oczy napis: żołnierz polski Jan Konawalski. Jeden z fortów w Briancon Nieproszonych turystów ma odstraszać niniejsza informacja Tablica z nazwiskiem polskiego żołnierza Przejeżdżam przez przełęcz d`Izorad na szlaku drogi wysokich Alp, wyprzedając głównie trenujących kolarzy. Na szczycie oczywiście standardowa fotka, a następnie odbicie do zamku Queyras. Tu wychodzi różnica w podejściu Francuzów do reżimu sanitarnego w zależności od gospodarza obiektu. Państwowe muzea prześwietlają ludzi niemal jak u lekarza, prywaciarzy to nie interesuje. Prosta piłka, płacisz – wchodzisz. Atutem zamku jest głównie przepiękna lokalizacja. W środku dominują puste sale. Przełęcz d`Izorad, nie wiem co sprawdzała tam policja ale generalnie na przełęczach ich nie ma Przełęcz d`Izorad Zamek Queyras Detal architektoniczny w zamku Queyras Właściciel zamku najwyraźniej miał już dość kradzieży Atakuję przełęcz Angelo na granicy francusko-włoskiej. Robi się luźniej, można oglądać widoki albo pocisnąć jak kto woli. Widać, że dociera tu wyraźnie mniej turystów. We Włoszech zabawiam krótko, po nieudanej próbie znalezienia pizzerii wracam tą samą droga i stołuje się w malutkiej francuskiej piekarni. Zamawiam bagietkę na ciepło oraz croissonta z kawą. W drodze na przełęcz Angelo Widok z przełęczy Angelo na stronę francuską Widok z przełęczy Angelo na stronę włoską Przerwa na croissanta z małej piekarni Przydrożny zabytkowy kościółek w Saint-Romain de Moliens en Queyras Tabliczki pamiątkowe żołnierzy poległych w czasie I wojnie światowej We Francji nie ma zwyczaju palenia zniczy, daje się za to małe kamienne tabliczki z sentencjami, dominuje napis: souvenir (fr. pamiątka) Słońce jeszcze wysoko, więc kieruję się na niedaleką Col de la Bonette. Jak dla mnie droga wspaniała. Ma sporo zakrętów 180 stopni i do tego przyczepny asfalcik. Pogoda wymarzona, pomimo wysokości 2715 n.p.m. termometr wskazuje dwadzieścia stopni ciepła. Korzystając z minimalnego ruchu przełęcz pokonuję w obie strony. W obwoźnym sklepiku kupuje ciastko jagodowe, a przy okazji zamieniam parę zdań z przemiłą obsługą. Napotykani Francuzi są generalnie uprzejmi, nikt nie robi fochów ani problemów z niczego. Lubią pogadać i gdyby nie mój śladowy francuski było by więcej radości ze spotkań, tak istotnych w czasie wycieczek motocyklowych. W drodze na Col de la Bonette Col de la Bonette zbliżam się do szczytu Col de la Bonette zdobyte Tu dolna część przełęczy Col de la Bonette Przeszacowałem nieco swoją prędkość podróżną. Znowu przychodzi jechać do hotelu po nocy. Przezornie biorę dwie doby aby kolejny dzień poświęcić na niespieszną eksplorację okolicy.
  8. Dzień piąty 14.08.2021 Trzeba wrócić z powrotem w góry, dlatego od samego rana obieram kurs na północ. Około południa zajeżdżam na stację benzynową. Obserwuję, że identyczny pomysł realizują lokalśi, którzy zgodnie z tradycją około dwunastej rozsiadają się gdzie popadnie. Wcinają kanapki z szynką, popijając prawdziwą włoską kawą. Niewiele myśląc idę w ich ślady. Moim najbliższym celem jest teraz forteca Bard strzegąca wejścia do doliny Aosty. Przed wejściem do środka zatrzymuje mnie kontrola sanitarna. Dwie osoby sprawdzają starannie paszport covidowy, mierzą temperaturę, dezynfekują ręce, że o maseczce nie wspomnę. Twierdza gigant, dodatkowo jest w całości zachowana i mieści chyba pięć czy sześć odrębnych ekspozycji. Wybieram dwie: pierwsza, z nowoczesnymi multimediami, ukazuje sztukę oblężniczą na przestrzeni dziejów. Druga, to część będąca niegdyś więzieniem z kilkoma gustownymi celami. W Bard mógłbym spędzić cały dzień i nadal bym wszystkiego nie zobaczył. Jest po co wracać. Jeśli oddalam się na dłużej przypinam tylko kurtkę i kask Twierdza Bard Twierdza Bard Kontrola sanitarna przed wejściem do twierdzy, tu sprawdzali na poważnie Wystawa multimedialna pokazująca rozwój sztuki oblężniczej Militaria z czasów I wojny światowej Cele więzienne w twierdzy Nocleg nieopatrznie zarezerwowałem zbyt daleko w Briancon, po francuskiej stronie . Z nawigacji wynika, że dotrę na miejsce niewiele przed północą. Po drodze spotykają mnie fajne atrakcje: widok na Mont Blanc oraz tzw. Mała przełęcz św. Bernarda. Przejeżdżam przez tunel Frejus należący chyba do najdroższych w Europie. Za 12 km płacę ponad 30 Euro. Na sam koniec dnia funduję sobie jazdę nocną po przełęczy. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że to wątpliwa przyjemność. Zgodnie z przewidywaniami do Hotelu wtaczam się późno. Zmęczony, lecz szczęśliwy gawędzę trochę z miłą obsługą recepcji. Jak się okazuje jedna z Pań była nawet kiedyś w moim rodzinnym Krakowie. W nagrodę za dzielną jazdę i konwersacje prowadzoną łamanym francuskim otrzymuje darmowy kufel piwa. Mont Blanc Mała przełęcz św. Bernarda Jazda nocna po przełęczach - stanowczo nie polecam, więcej nerwówki niż funu
  9. Dzień czwarty 13.08.2021 Jazda po Merano to żadna przyjemność. Miasto pomimo tego, iż nie należy do specjalnie dużych trapią straszne korki. Wespół z upałem oraz wilgocią wyciskają z motocyklisty ostatnie poty. Oprócz standardowych zakupów w spożywczaku nabywam również niezbędny płyn chłodniczy na dolewkę. Poprzedniego dnia Tenerka zdradzała objawy przegrzania, co jak ustalam było spowodowane brakiem chłodziwa. Sady owocowe w okolicach Merano Uzupełnianie płynu chłodniczego, niewiedzieć czemu było go zbyt mało, po dolewce problem z przegrzaniem ustąpił Pod miastem leży słynny zamek Tyrol, położony na wzgórzu pokrytym uprawami winorośli. Wewnątrz oglądam nowoczesne muzeum ukazujące historie regionu, a zwłaszcza pięknie zachowane przykłady architektury romańskiej. Zamek Tyrol Średniowieczne freski w zamku Tyrol Widok na winnice Jedna z wystaw zamkowych pokazuje stroje mieszkańców Tyrolu. Po prawej tradycyjny, po lewej nowy Ukontentowany z wizyty siadam na sprzęt i obieram kurs na przełęcz Stelvio. Droga na szczyt upływa mi w towarzystwie innych motocyklistów. Pozytywne wrażenie psują nieco autobusy i kampery skutecznie wywołujące korki. No trudno, mamy sierpień, czyli szczyt sezonu wakacyjnego ze wszystkimi konsekwencjami. Na szczęście kolejna przełęcz Gavia okazuje się mniej uczęszczana, co pozwala w większym stopniu wykorzystać potencjał jednośladu. Przełęcz Stelvio Można się trochę poskładać jeśli nikt nie blokuje, nawrotki zacieśniam tylnym hamulcem Zjazd z przełęczy Stelvio Przełęcz Gavia Przełęcz Gavia, najbardziej lubię zakręty tego typu, nie za szybkie ale ciasne z dodatkowym przewyższeniem Nocleg rezerwuje koło Mediolanu. Aby tam dojechać włączam się na drogę biegnącą tunelami wzdłuż jeziora Garda. Z pomocą autostrady dojeżdżam do celu na dziesiątą wieczór. Podczas tego odcinka konstatuję, że Yamaha dobrze sobie radzi przy szybszej jeździe. Mając na prędkościomierzu 120 km/h jest w miarę wygodnie i stabilnie, jednakże przydałby się deflektor szyby. Konstrukcja ADV-a pozwala mi dodatkowo na stawanie od czasu do czasu na podnóżkach w celu rozprostowania kolan.
  10. Dzień trzeci 12.08.2021 Po porannej analizie sytuacji mam ogólny plan dnia. Najpierw jazda przez przełęcz Grossenglocker, a później serpentyny w Dolomitach. Szybkie pakowanie, śniadanie złożone ze skromnych zapasów po dniu wczorajszym i ruszamy. Tłok na autostradzie niemiłosierny, luźniej robi się dopiero po zjechaniu w mniej uczęszczane drogi ale tam także sporo turystów. Przy bramce na Grossenglocker opłacam dość drogi wjazd. W zamian otrzymuję sporo ciasnych zakrętów oraz bardzo dobry asfalt. Minusem są ogromne ilości pojazdów: autobusy, samochody, motocykle, rowery, a nawet biegacze wespół z amatorami Nonrcic Walking. Przez większość czasu jadę w kolumnie. Wyprzedzanie niewiele daje, bo zaraz doganiam następne pojazdy. Po kilku takich akcjach rezygnuje. Dalszą część pokonuję spokojniejszym tempem. Od czasu do czasu widuję w Austrii doskonale utrzymane weterany Przed wjazdem na przełęcz Grossenglocker Przełęcz Grossenglocker, pogoda i warunki znakomite, niestety pojawiły się tam fotoradary Przełęcz zdobyta Na szczycie proszę przygodniego niemieckiego motocyklistę o zrobienie fotki, lecz ten początkowo odmawia. Facet wydaje się lekko przestraszony propozycją. Dopiero po namowie swojej żony wdziewa gumowe rękawiczki i przystępuje do dzieła. To dziwne zachowanie tłumaczył chłopina strachem przed Covid. Musieli im tam w Niemczech nieźle natłuc do głów. Przed włoską granicą zatrzymuje się w przydrożnej knajpie na obiad złożony z knedli oraz sałatki aby nie tracić później czasu. W Dolomitach pojawiam się późnym popołudniem, co miało pozytywny skutek w postaci niewielkiego ruchu. Zaliczam cztery fantastyczne przełęcze położone jedna przy drugiej, z krótkimi przerwami na pamiątkowe zdjęcia. Po dwóch godzinach motocyklowej sielanki jadę do Merano na nocleg. Tam również hotel bezobsługowy z tą różnicą, że pozbawiony elektroniki. Dostaję SMS-em numer szyfru do zamka, po otwarciu którego wypadają klucze do pokoju. Wewnątrz czeka na mnie butelka wina w gratisie. Obiadek w Austrii Teresa w Dolomitach Dolomitów c.d. Krótki postój na przełęczy Valparola. Takie mocowanie bagażu jest bardzo lekkie i nie poszerza motocykla. Niestety musiałem co pewien czas dociągać worek aby nie zsunął się za bardzo na któryś bok. Nieco trudniej też korzystać z bagażu, bo trzeba to cholerstwo odczepiać za każdym razem Przełęcz Valparola Hotel bez recepcji w wersji analogowej. Po wybraniu kodu dostaję klucze do pokoju
  11. Dzień drugi 11.08.2021 Pospałem całkiem nieźle, dlatego jestem w siodle dopiero o godzinie dziesiątej. Pogoda dopisuje. Mijam zakorkowaną obwodnicę Ołomuńca, kierując się w stronę Jindrichov Hradec w południowych Czechach. Bocznymi dróżkami docieram na granicę z Austrią, na której nikt mnie nie zatrzymuje. Kilkanaście kilometrów za przejściem znajduje się zamek Heidenreichstein. Byłem tam już dwa razy ale zawsze za późno. Tym razem jest godzina piętnasta, co pozwala mi i wziąć udział w zwiedzaniu oryginalnych wnętrz z sympatycznym przewodnikiem przebranym na średniowieczna modłę. Krajobrazy południowych Czech Zamek Heidenreichstein Zamek Heidenreichstein Posilony zupą rybną ruszam wykupić winietkę. Nadganiam trochę autostradami, oczywiście bez szaleństw, bo tam radar na radarze radarem pogania. Jak na ironię przepisowe tempo nie ochrania mnie przed spotkaniem z policją. Zatrzymują mnie niby to do kontroli, lecz domyślam się, że młody stróż prawa chce raczej pooglądać motocykl. Nie specjalnie interesują go dokumenty, albowiem więcej uwagi poświęca systemowi mocowania bagażu. Nocleg w tzw. E-hotelu, czyli bez obsługi. Niestety skaner odmawia współpracy i nie szczytuje zdjęcia z paszportu. Walczę z oporną elektroniką przez ponad pół godziny i dochodzę do wniosku, że taka nowoczesność stanowczo nie dla mnie. Fajnie jak wszystko działa, lecz w przypadku awarii mamy problem. E-recepcja. Taka nowoczesność potrafi nieźle zdenerwować człowieka
  12. Czy Yamaha Tenere 700 nadaje się do turystyki? Można nią jechać codziennie po kilkaset kilometrów? Wraz z nadejściem sezonu wakacyjnego postanowiłem sprawdzić to na własnym przykładzie. Krótka piłka – Alpy Francuskie. Zaplanowałem z grubsza wycieczkę podobną do zeszłorocznego wyjazdu na Afryce Twin, Będzie zatem dobra okazja żeby porównać przydatność turystyczną obu motocykli. Ponieważ nie chciałem tracić czasu ani kasy na kombinowanie z ekstra dodatkowym wyposażeniem, poniechałem ubierania Teresy dodatkowymi akcesoriami podróżniczymi z wyjątkiem gmoli i handbarów. Mocowanie nawigacji wystrugałem samemu. Na dwutygodniowy wyjazd do cywilizacji przeznaczyłem jeden duży worek Ortlieba. Nagrodą za minimalizm była niska waga zestawu, co pozytywnie odczułem w trakcie całej wycieczki. Trasa wyjazdu 2021 Pierwszy duży wyjazd Teresą, takie rozpoznanie bojem. Moto bez specjalnych dodatków turystycznych Mocowanie nawigacji nie przyszło na czas, więc z konieczności zrobiłem prowizorkę Przesąd z polewaniem woda okazał się skuteczny, gleby nie było Dzień pierwszy 11.08.2021 Wyjazd wczesnym rankiem jak zwykle nie doszedł do skutku. Zanim się popakowałem była już dwunasta. W zasadzie to i tak wszystko jedno. Nocleg planuje gdzieś w Czechach, a gdzie to zobaczymy. Po trzech godzinach przekraczam granicę, następnie przejeżdżam przez przełęcz Czerwonogórską delektując się serpentynami. Koło Sumperku rozpytuję o nocleg. Wszystko zajęte, znudzony poszukiwaniami robię przez booking w dość odległym hotelu, do którego docieram na dziesiątą w nocy. Wchodzę sobie spokojnie zagadując przy okazji Czechów motocyklistów, gdy jakiś buc na recepcji twierdzi, że żadnej rezerwacji nie ma. Sytuacja niemiła. Proszenie o sprawdzenie maila, wyjaśnienie sytuacji, czy chociażby sugestię gdzie niedaleko mają wolny pokój. Wszystko zostaje skwitowane wzruszeniem ramionami. Nasza znajomość dobiega końca. Muszę jeździć po nocy czego wybitnie nie lubię, ze względu na nieobliczalną zwierzynę. Tankuje na pobliskim BP, a przy okazji znajduję w necie hotel pod Ołomuńcem. Podążam tam szybką dwupasmową drogą. Nagle wybiega mi pod koła zając, którego rozjeżdżam na placek. O mało co się przy tym nie wypierdzieliłem. Krótko po północy jestem na recepcji, chcę płacić, a tu brak karty kredytowej. Została na stacji. Wkurwiony na maksa wracam jakieś 30 km, zguba leży nietknięta. Zasypiając myślę: robi się interesująco, padły już pierwsze trupy, ciekawe co będzie dalej?
  13. Dzięki, fajnie, że Ci się podoba. Relacja "Alpy 2021 na Tenere 700" jest gotowa, zaraz będzie. Jaki masz teraz azymut??
  14. Dzięki ? Noclegi były największym pożeraczem moich Euro, które w 2020 stało trochę niżej niż teraz. Ceny we Francji okazały się bardzo zróżnicowane. Kolejno: Briancon (duży hotel koło centrum) 56 E, Mały hotel koło przełęczy Galiblier 80 E, Kurort Mentona nad Morzem Śródziemnym 85 E, Sieciówka budget (tylko z nazwy) na zachód od kanionu Verdon 110 E, Rodzinny przydomowy hotelik w Puivert w Pirenejach 50 E (bez żadnych papierów) , Hotel we francuskiej części Pirenejów w byłym gospodarstwie rolnym 20 E, Zwykły średniej wielkości hotel w regionie Perigord 65 E, Sieciówka w Aurilac w masywie Centralnym 68 E. Francja wyszła średnio 67 Euro. Nigdzie nie wykupywałem śniadań, bo na rogaliki szkoda kasy. Dla dla motocykli parkingi były zawsze za free. W Hiszpanii miałem jeden Hotel w Les (miejscowość turystyczna, baza wypadowa dla narciarzy itp.). Wziąłem tam dwa noclegi za 60 E każdy. Hotele znajdywałem na bieżąco z trasy. Zatrzymywałem się i pytałem czy mają wolny pokój. Nic wcześniej nie rezerwowałem, ani nie sprawdzałem. Pełen spontan, dlatego kilka razy przepłaciłem. W sierpniu jest chyba najdrożej. Było też duże obłożenie hoteli (zwłaszcza w Alpach), zapewne dlatego, że Francuzi zostali wówczas w kraju.
  15. Dzień siedemnasty 13.08.2020 Ostatni dzień wycieczki to pełen relax. Nigdzie nie muszę się spieszyć, łóżko jest, zupa się grzeje, piwo chłodzi. W ramach dłuższej przerwy postanawiam odwiedzić jeszcze muzeum tkactwa w Kamiennej Górze. Następnie obieram kurs na wschód by w okolicach Gliwic wskoczyć na A4. Pod wieczór jestem szczęśliwie w domu. Zabytkowe krosno i kołowrotki w muzeum Tkactwa w Kamiennej Górze Wyprawa udała się znakomicie. Afryka wypadła bardzo dobrze w roli motocykla turystycznego. Jest wygodna i ma daleki zasięg, jednocześnie nadaje się w pełni do jazdy po przełęczach. Nie miałem z nią najmniejszych problemów technicznych. Szkolenia z techniki jazdy pomogły znacząco. Jechałem pewniej i więcej uwagi mogłem poświecić na podziwianie okolicy. Pomimo gabarytów motocykl mnie nie umęczył jak rok wcześniej na podobnym wyjeździe. Ustrzegłem się również kradzieży oraz wypadków. Jedyna rzecz, którą bym zmienił to termin wyjazdu, ponieważ w sierpniu jest zdecydowanie za tłoczno, a ceny wysokie. Oczywiście łatwiej powiedzieć niż zrobić. Swego rodzaju nowością były Pireneje. Jak dla mnie są wyjątkowo ciekawe i można je odkrywać na wiele sposobów. Z pewnością jeszcze tam wrócę. Pozdrawiam i do zobaczenia na trasie
  16. Dzień szesnasty 12.08.2020 Umęczony długimi odcinkami z poprzednich dni zamierzam pozwiedzać trochę Cheb przed dalszą drogą, tym bardziej, że można tu odnaleźć sporo ciekawych zabytków. Niewątpliwą atrakcją okazuje się zamek z charakterystyczną czarną wieżą oraz muzeum miejskie. W południe zaglądam jeszcze do kościoła, w którym zdumiony oglądam mapę ukazującą miejsca przestępstw seksualnych dokonanych przez duchownych na terenie Czech. W Polsce takie coś nie do wyobrażenia. Tzw. czarna wieża zamku w Cheb Rynek w Cheb Muzeum regionalne w Cheb. Ekspozycja pokazuje życie codzienne w okresie komunistycznej Czechosłowacji, mąż odpoczywa, a żona pracuje Sałatka na obiad Mapa z miejscami przestępstw seksualnych umieszczona w kościele w Cheb Posilony obiadkiem ruszam w kierunku Karlovych Var, słynnego miedzy innymi z fabryki szkła Moser. Obok mieści się małe ale ciszące oko muzeum prezentujące najciekawsze wyroby stworzone z myślą o koronowanych głowach i wielkich tego świata. Są wśród nich także kieliszki wykonane dla Józefa Piłsudzkiego. Fabryka szkła w Karlowych Varach Kieliszki z godłem II RP wykonane dla Józefa Piłsudzkiego Nocuje w Jiczynie, gdzie przydarza mi się pierwsza i jedyna wywrotka. Banalna sprawa. Zapomniałem, że stopka boczna motocykla nie jest rozłożona i po chwili było za późno. Dobrze, że nikt nie zaparkował obok mnie. Spacerówki firmy Kuryakyan są solidne. W razie gleby nic nie pęka tylko się składa, później wystarczy wyregulować Myślałem, że będzie znacznie gorzej. Jak na dwa tygodnie jazdy nie śmierdzi zanadto
  17. Dzień piętnasty 11.08.2020 Podróż powrotna przez Niemcy w kierunku Czech nie była specjalnie ciekawa. Poza tym, że był to chyba najgorętszy dzień jaki doświadczyłem w swoim życiu na motocyklu. Afryka nie wykazywała żadnych objawów przegrzania, działała bez zarzutu. Wczesnym popołudniem zjeżdżam z autostrady do zamku Harburg. Robię pauzę na zwiedzanie oraz kupuje obiad składający się z zupy ziemniaczanej. Nocuję w miejscowości Cheb w zachodnich Czechach. Nie Nie wiem czy można do końca wierzyć tym wskazaniom, w każdym razie to był najgorętszy dzień na motocyklu w mojej dotychczasowej karierze Zamek Harburg Zamek Harburg Zamek Harburg
  18. Dzień czternasty 10.08.2020 Dzisiaj trzeba trochę ujechać. Wobec czego korzystam z oferty francuskich autostrad. Jeździ się nimi bardzo sprawnie, ale nie jakoś mega szybko, są liczne ograniczenia prędkości tak, że 110-120 można uznać za optymalne tempo turystyczne. Jedyną naprawdę wkurwiającą rzeczą jest system płacenia za paliwo na większości dużych stacji benzynowych. Najpierw trzeba iść do kasy, stać w kolejce, podać żądaną ilość paliwa, zapłacić i dopiero na koniec można uruchomić dystrybutor. Spora część ludzi o tym nie wie, co powoduje niezły bałagan połączony ze idiotyczną stratą czasu. Około południa robi się bardzo gorąco, na tyle, że konieczne jest zapięcie wlotów powietrza w kurtce. Po kilku godzinach jazdy zaczyna mi już lekko huczeć w głowie. Postanawiam zrobić sobie krótką przerwę. Odbijam do miasta Issorie, gdzie odwiedzam Inter Marchę, a później romańską bazylikę w centrum. Romańska bazylika w Issorie Wewnątrz zachowały się oryginalne malowidła Romańskie detale Jest Francja to myszą być bagietki, nie sprawdzałem czy ten automat działa Do Niemiec przyjeżdżam późnym wieczorem. Niestety wszystkie hotele mają komplet, a mi nie bardzo chce się szwendać po nocy. Sytuację uratował jeden recepcjonista, nawiasem mówiąc motocyklista harleyowiec, który wyszukał mi wolny pokój.
  19. Dzień trzynasty 9.08.2020 Region historyczny Perigord ma sporo do zaoferowania turystom motocyklowym. Wspaniałe zamki, zabytkowe miasteczka z pewnością przypadną go gustu lubiącym historię. Ta kraina w niczym nie odstaje od słynnej dolinie Loary, za to jest tu zdecydowanie luźniej i taniej. W trakcie rozmowy z jednym Belgiem dowiedziałem się, że ukochali ją sobie zwłaszcza Holendrzy, natomiast turyści z innych krajów, w tym z Polski, stanowią niewielki procent. Malownicze doliny rzek wybitnie zachęcają do niespiesznej podróży. W takiej sielskiej atmosferze upłynął mi kolejny dzionek. Celowo wybieram drogi trzeciej kategorii. Wąsko, kręto ale co istotne bez dziur lub kolein. Dzisiaj postanawiam zobaczyć dwa sąsiadujące ze sobą zamki Biron oraz Fenelon. Pierwszy z nich to gotowa scenografia dla produkcji z gatunku płaszcza i szpady. Kręcono w nim film „Córka Dartagnana”. Następny, będący z rękach prywatnych, posiada oprócz pięknie zachowanej architektury militarnej, kolekcję przedmiotów codziennego użytku z dawnych stuleci. Prowincjonalne drogi w regionie Perigord W okolicy często mija się sady orzechowe Zamek Biron idealny do kręcenia filmów historycznych Zamek Fenelon Wózek o psim zaprzęgu, używany do transportu jednej osoby oraz baniek z mlekiem W drugiej połowie dnia zatrzymuję się w Collonges-la-Rouge, urokliwym miasteczku zbudowanym w całości z czerwonego kamienia. Robię spacer połączony z degustacją lokalnej specjalności – piernika, smak taki sobie. Na parkingu zaciekawia mnie sposób zwiedzania podpatrzony u francuskiej pary motocyklowej. Zamiast łazić w ciuchach do jazdy i gotować się w skórze, rozbierają się do gatek, po czym wdziewają na siebie krótkie spodenki oraz klapki. Musze kiedyś spróbować czegoś takiego. Czerwone domki w Collonges-la-Rouge Zadaszony targ Zamek w Collonges-la-Rouge własność prywatna. Zwiedzając posiłkuje się angielskim przewodnikiem Sala kinowa w zamku do mojej wyłącznej dyspozycji Region Perigord słynie z koronkarstwa Degustacja piernika Nocleg znajduję pod wieczór w typowym budżetowym hoteliku w Aurilac. Pojechałem jeszcze do miasta coś zjeść ale restauracje albo zamknięte albo też jakieś niezrozumiałe gigantyczne kolejki przez barami z fast foodem. Na dodatek rozpętuje się straszliwa ulewa. Przemoczony i głodny wracam do pokoju. Dobrze, że przezornie zaopatrzyłem się wcześniej w produkt pierwszej potrzeby – piwo.
  20. Dzień dwunasty 8.08.2020 Po śniadaniu składającym się tradycyjnie z konserwy oraz winogron popitych kawą wracam do Saint-Jean-Pied-de-Port. Ponieważ twierdza górująca nad miastem przechodzi chwilowy remont zostaje mi spacer i wizyta w romańskiej katedrze. Przed wejściem dosłownie wpadam na trzech sympatycznych rodaków zdradzających symptomy poprzedniej nocy. Są właśnie w trakcie podróży rowerowej wiodącej bocznymi drogami do Santiago de Compostella, a o miasteczko postanowili zahaczyć, bo leży po prostu na szlaku. W trakcie spaceru nachodzi mnie myśl, że okolica nie przypomina klasycznej Francji. Wszędzie białe domy charakterystyczne dla Hiszpanii oraz dwujęzyczne napisy na znakach drogowych. Widok o poranku, okolica dobra na motocykl, bardzo dużo stromych podjazdów Podróżnicza codzienność, suszenie, sprawdził się ręcznik z mikrofibry. Zajmuje mało miejsca i szybko schnie ale w dotyku jest "gumowaty" Spotkanie z rodakami, pielgrzymami rowerowymi w Saint-Jean-Pied-de-Port Stary most w Saint-Jean-Pied-de-Port Miasteczko bardziej przypomina Hiszpanię niż Francję Ktoś tu nie przepada za Francją Przed.... Po.... Około południa ruszam na północ. Chciałbym zobaczyć słynną wydmę w okolicach Bordeaux. Na miejscu upycham jakoś Afrykę na niemiłosiernie zatłoczonym parkingu, po czym wtapiam się w długą kolumnę turystów ciągnących ochoczo na plażę. Wydma Piłata zrobiła na mnie dobre wrażenie. Nie jest specjalnie rozległa ale za to bardzo wysoka, stroma, a na dodatek schodzi wprost do morza. Spacerek po piachu tam i z powrotem zaowocował sporą ilością wypoconych płynów oraz nie mniejszą dawką frajdy. Przed wejściem na wydmę Piłata Wydma Piłata Nachylenie jest całkiem spore Przemierzając prowincje często widuje znaki ograniczenia prędkości - Zone 30 km/h. To budzi mój uzasadniony niepokój, gdyż takie rozwiązanie widzieli by chętnie nasi włodarze. Jak powszechnie wiadomo dodatkowe pieniądze z mandatów cieszą każdego polityka. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie. Takie restrykcje nie mają specjalnego uzasadnienia, droga jak droga, żadnego wielkiego ruchu, są chodniki i przejścia dla pieszych, poza tym nie widuję alternatyw w postaci obwodnic. Droga w okolicach Bordeaux Na prowincji często są znaki None 30, trzeba się pilnować Na parkingu przy zamku Roquetaillade zagaduje mnie francuski motocyklista. Gawędzimy trochę o własnych, trochę o podróżach. Do kasy wchodzę dosłownie na ostatni moment. Zabytek jest w pełni zachowany i co ważne jednorodny stylistycznie, dzięki czemu ma się poczucie faktycznego obcowania z epoką średniowiecza. Średniowieczny zamek Roquetaillade Moja francuska grupa zwiedzających Nocleg nawinął się za pierwszym podejściem. Gorzej poszło ze znalezieniem jakiejś sensownej knajpy. Z braku francuskich lokalnych restauracji zmuszony jestem skorzystać z oferty chińskiej jadłodajni. W sumie nie mam czego żałować, bo płacę 15 euro i biorę ze szwedzkiego stołu to na co mam smaka.
  21. Dzień jedenasty 7.08.2020 Co by tu dzisiaj zobaczyć? Tyle ciekawych miejsc. W pierwszej kolejności wybieram cytadelę w mieście Jaca. Aby tam dotrzeć przemierzam dużo długich prostych odcinków oraz tuneli. Ruch minimalny, asfalt też super. Pomimo tego nie przekraczam 100 km/h, delektuje się po prostu jazdą. Widać, że to Hiszpania, krajobrazy zupełnie nie przypominają polskich, pojawiają się suche, niezalesione tereny, wyschnięte rzeki, a roślinność też coraz rzadsza. Hiszpańska część Pirenejów, zakręty całkiem niezłe Hiszpańskie krajobrazy Takie proste zachęcają aby przycisnąć Część drogi wiodła tunelami, ruch prawie zerowy Jaca to stosunkowo nieduże miasto z pięknie zachowaną bastionową twierdzą. Dla turystów udostępniono dwa muzea, pierwsze, poświęcone hiszpańskim oddziałom górskim, natomiast drugie, dość oryginalne, przedstawia różne słynne bitwy, a także formacje wojskowe z wykorzystaniem tysięcy żołnierzyków. Odnajduje nawet polski akcent w postaci kawalerii Księstwa Warszawskiego z czasów wojen napoleońskich. Przy wyjściu ucinam sobie miłą pogawędkę z Panią bileterką na tematy historyczne. Cytadela w Jaca Tam gdzie zielono znaczy, że bardzo podlewają Ekspozycja przedstawiająca słynne bitwy świata Polski akcent - kawaleria Księstwa Warszawskiego Postanawiam od razu zjeść jakiś niewyszukany obiad aby nie szukać knajpy po drodze. Tankuję tradycyjnie pod korek i ruszam do zamku Javier. Docieram tam po dwóch godzinach. Oprócz średniowiecznej architektury obronnej mam okazję zwiedzić nowoczesne muzeum biograficzne misjonarza Franciszka Ksawerego. Obiekt jest bardzo fotogeniczny, położony trochę na odludziu z malowniczą panoramą Pirenejów w tle. Lubię takie zabytki. Powiedziałbym, że są one idealne na wycieczkę motocyklową. Nie marnotrawię czasu w korkach, nie szukam wysokopłatnego miejsca parkingowego, zwyczajnie oglądam i bez zbędnych trudności ruszam sobie dalej. Zamek Javier Chrystus skośnooki, tak aby Japończycy bardziej uwierzyli misjonarzom Dobiega godzina osiemnasta i pora podjąć męską decyzje. Nocleg w Hiszpanii,czy już we Francji. Postanawiam wybrać opcje nr 2. Przebijam się przez góry z wykorzystaniem krętej wąskiej drogi. Podobnych odcinków jest tu bardzo dużo i właściwie czego by motocyklista nie wybrał będzie ciekawie. Pod wieczór rozpoczynam poszukiwanie noclegu w miasteczku Saint-Jean-Pied-de-Port, zakończone niepowodzeniem ze względu na obłożenie i zbójeckie ceny. Wobec czego kręcę się trochę na coraz to bardziej lokalnych dróżkach, aż pod wieczór znajduję budżetowy motelik urządzony w dawnym gospodarstwie rolnym. Moje dzisiejsze lokum Te dwa zlewy to chyba zrobili pod Angielskich turystów, wykorzystałem je do prania i mycia owoców
  22. Dzień dziesiąty 6.08.2020 Jeden problem na dzisiaj mam z głowy. Łóżeczko grzecznie czeka, pomimo tego biorę z pokoju wszystkie rzeczy na wypadek gdyby spotkała mnie jakaś afera i nie mógłbym wrócić do hotelu. Zaopatrzony w paliwo oraz niezbędną wałówkę obieram kurs na Andorę przez zachodnią stronę Pirenejów. Droga wiedzie malowniczymi dolinami z kurortami narciarskimi. Drogi w Pirenejach to istna frajda dla motocyklistów i w mojej ocenie dorównują alpejskim. No dobra, może są tak słynne, za to panuje tam nich zdecydowanie mniejszy ruch. Pireneje po hiszpańskiej stronie Trasa kajakowa na rzece Noguera Pallaresa W tych stronach popularne są wycieczki konne Pireneje w okolicach Andory Do Andory docieram koło południa. Przezornie omijam centrum nie chcąc tracić czasu w korkach, po czym kieruje się w stronę przełęczy el Pas de la Casa. Nagle dostrzegam szyld Muzeum Motocykli, co zmusza mnie do hamowania awaryjnego. Jak się później okazało dokonałem słusznego wyboru. Wśród eksponatów niemal same perełki, a zwłaszcza dwa motocykle o napędzie parowym z końca XIX wieku. Niestety zbliżająca się siesta ograniczyła czas mojego zwiedzania do 20 min. Jak komuś dłuży się procedura startowa w nowoczesnym jednośladzie to niech pomyśli ile trwała w motocyklu o napędzie parowym, rocznik 1896 Motocykl na parę z 1896 r. Peugeot z 1910 r. Takich oryginalnych konstrukcji muzeum w Andorze posiada sporo Kościółek romański w Andorze Jestem z powrotem we Francji, po przekroczenia granicy zatrzymuje się na krótki postój w Mont-Louis, które okazuje się zabytkowym miastem twierdzą. Samego fortu nie sposób obejrzeć od środka, gdyż zajmuje go francuska armia. Szkoda. Do następnej destynacji Villefranche-de-Conflet docieram po pół godziny jazdy. Tu postanawiam zabawić dłużej na zwiedzanie fortu Liberia górującego nad urokliwym miasteczkiem. Kupując bilet wstępu dowiaduje się, że twierdze można zdobyć na dwa sposoby, łagodnym podejściem biegnącym naokoło murów albo wspinając się w kazamatach po bagatela 734 schodach. Wybór mógł być tylko jeden – schody. Była to zarazem próba dla ortez motocyklowych w praktyce turystycznej. Test wypadł doskonale, okazały się one bardzo komfortowe zarówno podczas jazdy jak i w czasie chodzenia. Oczywiście zapomniałem wziąć ze sobą wody, dlatego na szczycie biegnę natychmiast do kranu w toalecie, gdzie wypijam chyba z kilka litrów. Standardowo dostaję tekst w języku angielskim. Z góry roztacza się wspaniała panorama na miasteczko w całości otoczone pięknie zachowanymi fortyfikacjami. Niestety na ich obejście brakuje mi już dzisiaj czasu ale przybył zarazem kolejny pretekst aby kiedyś jeszcze raz tu przyjechać. Twierdza Liberia nad miastem Villefranche-de-Conflet Na górę można wejść po 734 schodach Jeżdżę cały czas w ortezach ale nawet przy takiej wspinaczce w ogóle ich nie czuje Fort Liberia Cela więzienna przeznaczona dla szlachetnie urodzonych kobiet Widok na miasto i Pireneje W centrum miasteczka zamawiam jakąś kanapkę na ciepło. Przyszło mi na nią czekać z pół godziny, bo Francuzi mają czas. Konsumując średniej jakości danie jednocześnie obmyślam trasę powrotu do hotelu. Wariant tą samą drogą odpada. Pamiętam znaki ustawione w miejscu robót informujące o zamknięciu przełęczy nocą. Pozostaje długa trasa wiodąca po wschodniej stronie Pirenejów. Nie mam wyjścia. Jadę po nocy i przybywam do hotelu równo na godzinę dwunastą. Na szczęście wziąłem ze sobą klucz, bo portier dawno już poszedł spać. Degustacja soku jabłkowego przed dalszą jazdą Obwoźni sprzedawcy w barwach Katalonii
  23. Dzień dziewiąty 5.08.2020 Wstaje uradowany z faktu, że jestem już w Pirenejach. Kompletnie nie przeszkadza mi brak śniadania w pensjonacie, coś tam przecież zostało z wczorajszych zakupów, winogrona, jogurcik, konserwa. Posilony obmyślam plan na dzisiaj. Na pewno chciałbym zwiedzić jedną z jaskiń, w których zachowały się prehistoryczne malowidła. Wybór pada na jedną z najatrakcyjniejszych - Niaux. Jako, że położona jest niedaleko jadę przepisowo by po niedługim czasie uderzyć do wejścia. Tu pojawił się problem. „Niestety limit wejść na dzisiaj jest już wyczerpany, może Pan zarezerwować wejście za dwa tygodnie” słyszę przy kasie. Ha, trudno. Sposobie się do odwrotu gdy nagle, uprzejmy bileter informuje mnie piękną i wcale nie wymuszoną angielszczyzną, że może mi sprzedać bilet do innej jaskini oddalonej o 10 km. Wejście za 15 minut. Nie było wiec czasu do namysłu, kupuję, szybki powrót do Afryki i jazda. Majdan podróżniczy Jaskinia Bedeilhac nie jest może najbardziej znaną ale posiada kilka obiektywnych zalet. Primo, jest w niej kilka autentycznych malowideł naskalnych. Nie są to żadne kopie, lecz próżno by oczekiwać np. jakichś rozbudowanych scen. Oglądam głównie różnobarwne kropki, nogę bliżej niezidentyfikowanego zwierzaka, oraz odcisk dłoni. Secundo, w jaskini znajduje się też awionetka, dla upamiętnienia okresu kiedy miejsce było warsztatem naprawczym samolotów podczas II WŚ. Co ciekawe owa awionetka faktycznie wystartowała i wylądowała w jaskini. Dla niedowiarków załączam zdjęcie z Internetu. Jaskinia Bedeilhac z samolotem w środku Ten sam samolot startujący z jaskini Jest dopiero koło południa, czasu na zwiedzanie całe mnóstwo. Postanawiam udać się do zamku Foix. W drodze zatrzymuję się na zwyczajowy krótki postój, w trakcie którego podchodzi do mnie jeden z lokasów wyraźnie zwabiony wyglądem Afryki. Z przyjemnością tłumacze mu na migi pełną specyfikacje techniczną motocykla, gdyż jak sam zapewnił z rozbrajającą szczerością jest 100%-procentowym Francuzem i nie mówi w żadnym innym języku. Stara historyczna miejscowość Foix jest niewielka, co wydatnie ułatwia turystom dotarcie w okolice zamku górującego nad miastem. Dla świętego spokoju kupuję bilet parkingowy, który wpycham za szybę i udaje się do wejścia. Kolejka - niedobrze, same małe dzieci pod opieką rodziców - jeszcze gorzej, banery ze świetlnymi mieczami z gwiezdnych wojen - tragicznie. Starówka w Foix Zamek w Foix Zmiana planów, po lekturze broszurki promującej najciekawsze miejsca w okolicy, zdecydowałem się podjechać kawałek do pałacu biskupiego w Saint-Lizier. Docieram po godzinie. Na parkingu po raz pierwszy byłem świadkiem ostrej kłótni pomiędzy kierowcami samochodów we Francji. Nie wiem jak jest w dużych miastach ale mam wrażenie, że na prowincji jeżdżą oni spokojnie, nawet trochę ślamazarnie jak na standardy środkowoeuropejskie. Ze zwiedzania pałacu nie będzie nic, remont. Biskupa też nie zastałem. Afront rekompensuję wypiciem świetnej kawy na tarasie z widokiem na Pireneje. Ruszam jeszcze do romańskiej katedry oraz części klasztornej z przepięknym wirydarzem, po czym wsiadam na moto i udaje się na hiszpańską stronę. Kawa w pałacu biskupim w Saint-Lizier z widokiem na Pireneje Krużganki przy katedrze w Saint-Lizier Przemierzając Pireneje wybieram wąskie lokalne dróżki, takie na szerokość 1,5 samochodu. Ku mojej radości są one bardzo kręte, a asfalt niczego sobie. Jest dużo zakrętów 180 stopni, sporych przewyższeń też pod dostatkiem. Widuje motocyklistów ale generalnie mijam mało jednośladów. Wolny pokój za małe pieniądze znajduję za pierwszym podejściem w hiszpańskiej miejscowości Les, co skłoniło mnie do wykupienia dwóch noclegów. Kolacja zgodnie z miejscowymi zwyczajami możliwa dopiero po godzinie dwudziestej, wiec przez godzinę wałęsałem się głodny, robiąc przy okazji spacerek do ruin zamku górujących nad miasteczkiem. Miasteczko Les w Hiszpanii Dopiero po godz. 20 można zamówić coś na ciepło
  24. Dzień ósmy. 4.08.2020 Do Pirenejów został mi całkiem długi szmat drogi wobec czego są dwie możliwości. Albo autostrada i będę szybciej albo lokalne drogi, wolniej ale za to ciekawiej. Wybieram opcje nr 2. Prowansja, a później Langwedocja są dla mnie tego dnia łaskawe, nawet lokalna atrakcja - wiatr Mistral nie dokuczał zanadto. Przyglądam się jak funkcjonuje francuskie rolnictwo na prowincji, od czasu do czasu robię krótkie przystanki na malowniczą fotkę w winnicy lub gaju oliwnym. Oczywiście są też bardziej prozaiczne postoje na tankowanie połączone z jednoczesną wizytą w Auchan. Ponieważ nie chce aby dzień przeszedł do historii wyłącznie pod znakiem samej jazdy postanawiam zawinąć do Carcassone. Co prawda byłem tam już parę ładnych lat temu ale skoro miasto leży po drodze, to czemu nie. Kto lubi historię polecam szczerze. Po zrobieniu spaceru wokół murów siadam z powrotem na Afrykę i w drogę. Drogi na w Langwedocji kuszą aby przycisnąć Przerwa na fotkę w winnicy Mury miejskie w Carcassonne Przed zamkiem w Carcassonne Istotnym punktem na mapie tegorocznego wyjazdu jest zamek Puivert znany z filmu „Dziewiąte Wrota” opowiadającego o niebezpiecznych konszachtach z diabłem. Jako, że obiekt leży w znacznej odległości postanawiam nieco pocisnąć, bo mogą mi zamknąć wejście przed nosem. Na miejscu okazuje się, że pędziłem niepotrzebnie, albowiem można tam śmiało zwiedzać aż do dwudziestej . Cieszy mnie fakt, że w porównaniu do tłumów z Carcassonne nie na tu prawie zwiedzających. Samo zamczysko jest zachowane w formie trwałej ruiny. Jedynie w wieży mieszkalno-obronnej znajduje się parę niewielkich wystaw z eksponatami. W porównaniu do takich np. zamków czeskich – bieda. Obiekt wraz otoczeniem, na które składają się kolorowe pola, a także wznoszące się na nimi zalesione góry posiada specyficzny klimat. Jest tu tak spokojnie, człowiek nabiera ochoty posiedzieć trochę, odpocząć. Zamek Puivert, tu rozgrywała się akcja filmu "Dziewiąte Wrota" Dziedziniec zamkowy Fragment filmu "Dziewiąte Wrota" w reż. R. Polańskiego W okolicy zamku dominują łagodne wzgórza, oprócz tego jest tam masa świetnych dróg motocyklowych Nocleg sam się napatoczył. Po krótkiej wymianie zdań łamanym francuskim dowiedziałem się, że całkiem nieźle mówię w tym języku, chociaż znam zaledwie kilkanaście słów, zupełnie wystarczająco do dobicia targu za rozsądną cenę. Miła Pani informuje mnie o najbliższych lokalach gastronomicznych, z których jeden serwuje burgery, a drugi specjały kuchni afgańskiej. W restauracji o nazwie Le Pamir dostałem pierogi bardzo podobne do tych znad Wisły. Posilony wybieram się na krótki rekonesans zanim zajdzie słońce. Puivert, gdzie liczba mieszkańców nie przekracza 500 osób spełnia wszystkie znamiona głębokiej prowincji. Jednym słowem - ewidentnie Francja C lub nawet D. Mi to zupełnie nie wadzi, ponieważ jestem tu właśnie dla takich scenerii. Oprócz mnie nikogo nie ma na ulicach. Ukradkiem zerkam Francuzom do okien ale nic szczególnego u nich nie słychać. Siedzą przed kompem albo oglądają TV, ew. coś tam gotują. Miejscowość ma niewątpliwe uroki turystyczne. Robotę robi położenie nad rzeką oraz zabytkowy most, na którym znajdują się toalety, czynne jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Gdzieniegdzie widać traktor lub inny złom wrośnięty w ziemie, jest też obowiązkowo pomnik poświęcony żołnierzom poległym podczas I wojny światowej. Puivert przykład głębokiej i zarazem urokliwej francuskiej prowincji W centrum obowiązkowo pomnik poległych podczas I wojny światowej Na kolacje pierogi afgańskie W nocy nachodzi myśl żeby udać się z powrotem do zamku aby porobić nocne zdjęcia ale piwo zrobiło swoje i zmorzył mnie sen. Mam jednak pretekst aby kiedyś wrócić w te urokliwe okolice.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Wchodząc na stronę akceptujesz regulamin i politykę prywatności.