Skocz do zawartości
Forum Śląskich Motocyklistów

Ku przestrodze dla mlodych kierowcow


Viggen

Rekomendowane odpowiedzi

Wiele razy pisali do mnie nastolatkowie ktorzy wlasnie odebrali prawo jazdy lub byli jeszcze w trakcie kursu (czasem nawet o zgrozo za mlodzi by moc isc na kurs prawa jazdy) bym sprowadzil im sporta lub supersporta.Niestety w polsce kazdy musi zgrywac "twardziela".Nie kupia na pierwsze moto 125 czy 250. Z 500 kumple tez sie beda smiali. 600 conajmniej. I to nie bandit czy ER6 bo nie ma 100 koni!!! Odsylam takich napalencow ze moge im sprzedac max 500cc a za rok jak przezyja moge im sciagnac cos mocniejszego. Owocuje to urazona duma i szukaniem dalej.W UK jest inaczej. Ludzie nie maja takich kompleksow. Moga jezdzic hayabusa zredukowana do 33km. Jezdza 500 przez wiele sezonow bo sa trwale i ekonomiczne.Niektorzy jezdza 125cc bo nie chce im sie uczyc testow i zdawac na prawko. Moja dziewczyna kupila sobie YZF-R125 bo idealnie pasuje do jej gustu. Zaskoczylo mnie jak ten motocykl staje na kolo. Wiekszosc 600 moze sie od tego malucha uczyc wywazenia i dostosowania przelozen do mocy i wagi motocykla. A to 15km ktore uczy pokory mlodego kierowce.W anglii nie ma kultu mocy. Nikt sie nie smieje z innych dlatego ze ma inny gust czy ze nie schodzi do kolana na zakretach. Nie myslcie ze tu nie ma "mlodych gniewnych". Sa tak samo tutaj jak wszedzie. Szaleja na rozwierocych stunigowanych 125 gnajac grubo ponad 100km/h przez miasto, nie zwarzajac na swiatla i innych uczestnikow ruchu. Lecz tutaj kultura jest inna. Ludzie kupuja moto terenowe ktorymi nigdy na droge nie wyjada. ZAczynaja od 125 a po zdaniu prawa jazdy moga jezdzic czym chca lecz przez pierwsze dwa lata ze zredukowana moca do 33km.Co tydzien niedaleko mnie zbiera sie ekipa milosnikow VESPY.Nazywam ich "wladcy lusterek" gdyz "miszczowie" potrafia zamontowac nawet do 50 lusterk na skuterze. "Wladcy" zbieraja sie w grupe 20-40 skuterow i jada na wspolne wyprawy. Przekroj wiekowy od wnuczka do dziadka.Dlaczego w polsce nadal trwa ten kult mocy? Dzieciaki wzrastaja w poczuciu ze pojazd "musi miec duzo na liczniku" i czy "da sie jezdzic na jednym kole".Pozniej majac lat nascie i przechodzac przez okres buntu musi sie pokazac.Wielu niestety nie doczeka pelnoletnosci. Znalazlem dzis cos takiego na scigaczu. Historia jakich wiele. Kolejny "mlokos" chcial sie pokazac. Kolejny raz zabraklo szczescia gdy moc motocykla przerosla umiejetnosci. To mogl byc twoj brat, kuzyn, syn.http://www.scigacz.pl/R6,na,pierwsze,moto,13618.htmlSzkoda go jak i wielu innych.Ja tez bylem taki sam jak oni. Moze zyje dlatego ze gdy przechodzilem przez ten okres nie bylo mnie stac na super sprzeta. Zamilowanie do adrenaliny nadal zostalo ale doswiadczenie nabyte z przebytymi kilometrami pomoglo nie raz ocalic skore.Zacznijmy cos zmieniac by bylo nas wiecej niz mniej. Zacznijmy od pokory do mocy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

poruszyłeś śliski temat . Obawiam się że nie zostaniesz dobrze zrozumiany przez większość forumowiczów z tej grupy wiekowej do której kierujesz swe żale . Dlaczego tak twierdzę ? Ponieważ w 100% zgadzam się z tobą i parę razy ośmieliłem się poruszyć ten temat , czy to w tematach o prawie jazdy czy w dyskusjach o pierwszym motocyklu . Starsi doświadczeniem motocykliści raczej mają zresztą podobne zdanie . Ale młodzi nie żeby zaraz jechali z tekstami o wapniakach , ale raczej są bardzo ufni w swoje możliwości i się zwyczajnie obruszają ,że inni to tak ale ja nie . Zresztą posty o wymądrzaniu się piszącego w takim tonie też się zdarzają . A przecież chodzi o to jak pisałeś ,żeby było nas więcej , nie o napinanie klaty ,jaki to ze mnie kozak i stary wyga że małolatów będę uświadamiał . W Polsce normą jest 600 na początek , bo to słaby sprzęt przecież . A każdy kto trochę liznął motocykli wie że trzeba posiadać jakieś tam już umiejętności aby wykorzystać nawet tylko 50 % możliwości takiej maszyny . Nie pomagają tu producenci , no bo jak wygląda taka dzisiejsza 600 czy nawet 1000 ?? Gabaryt jak motorower z lat 80 . Więc w głowie młodego rodzi się myśl , no przecież dam radę , to takie małe jak moplik sąsiada . Niestety przebudzenie następuje często dopiero na pierwszym zakręcie pokonywanym z zwiększą prędkością ( przeważnie 2 - 3 dni od zakupu bo trzeba nauczyć się najpierw dawać po prostej do odcięcia na jedynce i dwójce na głównej drodze w mieście ) . Jak kolo przeżyje tą przygodę to jak jest miętki to sobie motory odpuszcza a jak jest "prawdziwy" to zaczyna myśleć dopiero co robi . Dlaczego w Anglii jest lekko inaczej ? Ano widziałem tam ,że małolaty etap zachwycania się mocą mają w wieku 8-12 lat , a wtedy raczej tunningują na maksa skutery i zapieprzają nimi tak że głowa boli .A jak już wskakują na wiek możliwy aby kupić motocykl , mają zwyczajnie to pierwsze szaleństwo już za sobą i wiedzą co to jest moc , co to jest kontra kierownicy albo nawet stoppie na kierownicy ;-) Zresztą we Włoszech jest bardzo podobnie . U Niemców trochę inaczej . Ich układa bardzo mądre prawo , a naród je respektuje bez fochów o wolności bo rozumieją czemu ono służy. Zresztą sam zobaczysz co się stanie z tym tematem .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To moze dac mlodym do myslania. Tekst jest o "jednym z nich".Jeszcze jeden mocny tekst. Dal mi kiedys do myslenia teraz moze da komus innemu:Tekst: Grzesiek (Dioblik) NowakJadę ulicą Zebrzydowicką w kierunku Raciborza, jest jesienny wieczór, robi sie chłodno . Droga jest prosta, z prawej strony ciągnący się las, z lewej zabudowania i dyskoteka, przed dyskoteka jest usytuowany przystanek autobusowy. Przejeżdżając koło przystanku spojrzałem na zegar było 60 km/h i pomyślałem: 60 km/h to prawie żadna prędkość, zdaje się że możesz zsiąść z motocykla i biec szybciej obok. Moje ciało przeszył dreszcz, "dreszcz zaskoczenia" który pomógł mi uświadomić sobie ze tak naprawdę to bardzo wielka prędkość w bezpośredniej konfrontacji z jakąś nie przewidziana sytuacją...Nie przewidziana sytuacjaIntuicja matki nie zawiodła jej i tym razem, gdy szukała swojego syna, który nie wrócił na noc ( a zdarzało mu sie nie wracać bez wcześniejszego uprzedzenia). Zadzwoniła na policje... nic , zadzwoniła do szpitala -Stałem przy niej gdy trzymała słuchawkę w ręku, wiedziałem że motocykla nie było w garażu .- Marcin Nowak...-Tak jest taki pacjent, przywieziono go wczoraj.-Wczoraj ? Jak to ? Dlaczego nikt mnie nie powiadomił ? W jakim jest stanie?W tym samym czasie ubierałem już buty, kiwnąłem tyko do mamy i powiedziałem że zadzwonię zaraz jak sie czegoś dowiem.Tata był chyba jeszcze w pracy...Parę minut później jechałem już szpitalną windą i pomyślałem jak beztrosko ogląda się kiczowate seriale o szpitalach, życiowych tragediach, czasem zajadając w tym samym czasie kanapkę a kiedy się znudzi to po prostu wychodzisz...Winda stanęła, otwierają się drzwi a wraz z nimi "pryskają" złudzenia - to nie jest film, biorę chyba najgłębszy wdech mojego życia.Mój brat leży na małej sali, jest tam sam, łóżko na którym leży jest od polowy wzniesione o 45 stopni w górę. Widzę zagipsowaną rękę, głowę tak mocno spuchniętą w okolicy gardła, oraz ślad na szyi od paska trzymającego kask. Dotykam go w ramię, budzi się, ale jest tak naszprycowany, że przewracając się z boku na bok traci świadomość. Szok jakiego doznał nie pozwalał mu zjednać sie z "naszą" rzeczywistością, zobaczyłem go, jest-żyje!!!!60 letni lekarz oznajmił treść: stłuczony mózg, złamana ręka, złamana szczęka no i obrażenia urologiczne w postaci zmiażdżonych jąder...a potem dodał takim tonem bez najmniejszej emocji "i tak miał szczęście".Zadzwoniłem do mamy, ale ona wraz z tatą była juz w drodze... Jakaś pielęgniarka powiedziała nam ze trzeba odebrać jego rzeczy. Rzeczy znajdowały sie w takim worku w jakim zwykle wyrzuca sie śmieci, ale to nie były śmieci ...Kto z "nich" zna to uczucie - ciężar worka? Niosłem go, idąc w milczeniu między rodzicami do samochodu na szpitalnym parkingu. Worek zawierał kask złamany i zakrwawiony w części przedniej, buty typu glany porozrywane w okolicach łydek, spodnie dżinsowe przecięte na pół, oraz kurtka skórzana po świętej pamięci Andrzeju Bieleckim również przecięta w połowie.Pomyślałem sobie, ze tak właśnie działają ekipy ratunkowe, widok tej kurtki przyprawił mnie o dreszcze.Owy worek był bardzo ciężki...... tak ciężki jak upalna noc spędzona w garażu przy naprawie tego motocykla. Noc w którą razem z bratem pochylałem sie nad silnikiem Hondy, starając sie wyłowić za pomocą kawałka drutu oring z pompy oleju, który wpadł do środka. Było tak ciepło ze pracowaliśmy bez koszulek, paliliśmy papierosy, piliśmy piwo, z magnetofonu leniwie sączyła się muzyka Dżemu a Bartek uwieczniał te chwile za pomocą aparatu robiąc nam zdjęcia przez "oczko" klucza.... tak ciężki jak wyjazd na zlot do Szklarskiej Poręby, który zakończył sie awarią hondy na autostradzie, pamiętam jak to sie stało. Jechaliśmy autostradą w kierunku Wrocławia, Marcin jechał z Karoliną a ja wiozłem nasze wspólne rzeczy. Jechaliśmy jakieś 180 na godzinę przez parę minut i nagle vf zaczęła słabnąć, zjechaliśmy na pobocze w tym samym momencie zaczął padać deszcz. Szczęśliwe schroniliśmy się pod wiaduktem w okolicy 206 słupka. Próbowaliśmy "odpalić" Marcinowy motor, odpalił, ale generował takie dźwięki ze dobrze wiedziałem ze to "kaplica". W czasie deszczu pod mostem szukał schronienia jakiś Niemiec na ducati, któremu pomogliśmy wymienić żarówkę. Marcin miał wtedy łzy w oczach, było mi go bardzo żal, ale wszystko co mogłem wtedy zrobić to powiedzieć mu ze teraz jest smutno, pada deszcz , jesteśmy na autostradzie, nie mamy telefonu i ileś tam kilometrów do domu po czym klepnąłem go w ramie i powiedziałem ze kiedyś będziemy sie z tego śmiać. Za parę godzin wróciłem z transportem po niesprawny motor. Załadowaliśmy motor na samochód, Marcin z Karoliną weszli do środka, odetchnąłem z ulgą. O czwartej rano byliśmy w domu, przejechałem wtedy 400 niepotrzebnych kilometrów. Nazajutrz opowiadaliśmy Bartkowi całą historię ze szczegółami, śmialiśmy sie -byliśmy cali i zdrowi....tak ciężki jak jazda w grupie, ze świadomością że tam z tyłu jedzie mój brat, czy da radę? czy zdąży? Czy będzie rozsądny?Worek był ciężki, ale cały czas był lżejszy o 21 gram..."Dreszcz zaskoczenia" który pomógł mi uświadomić sobie, że tak naprawdę to bardzo wielka prędkość w bezpośredniej konfrontacji z jakąś nie przewidzianą sytuacją...Jechałem dalej przejeżdżając obok dyskoteki Medium zwolniłem jeszcze bardziej, upewniwszy sie, że żaden pijany małolat nie wyskoczy na drogę. Wróciłem do garażu, wrak VF dalej tam straszył ...Składasz się w kolejny zakręt, dobrze znasz tą drogę jeździsz tędy trzy razy w tygodniu, pochylasz motocykl do granicy zerwania przyczepności opon, kolejny zakręt, wyprzedzasz samochody na zakręcie. Wskazówka obrotomierza znowu dosięga czerwonego pola więc wbijasz kolejny bieg i jedziesz jeszcze szybciej. Zapala sie lampka w twojej głowie, zamknij gaz ! Zwolnij! Ale ty masz w sobie tyle adrenaliny... Kierowca jadącego samochodu z naprzeciwka mruga Ci długimi światłami, hamujesz tylne koło się blokuje, wpadasz w poślizg podświadomie kontrolujesz ten poślizg ale nie ma miejsca ... Jakoś się udało.Powinieneś wiedzieć, że Twój limit szczęścia został już wyczerpany, ale Ty czujesz się szczęściarzem. Jedziesz się jeszcze przejechać w stronę miasta, jakbyś chciał pokazać wszystkim" hej ludzie jestem szczęściarzem". Mijasz real z prawej strony, przejeżdżasz rondo prosto, zaraz za rondem odkręcasz manetkę do końca tak jak to zwykł robić twój brat kiedy podwoził Cie na miasto. Znowu ta sama sytuacja, wskazówka obrotomierza na czerwonym polu, zapinasz następny bieg, silnik twojej vf dzielnie reaguje na dodanie gazu. Jedziesz juz bardzo szybko, widzisz autobus który próbuje włączyć się do ruchu wyjeżdżając z zatoczki przystankowej. Lampka instynktu samozachowawczego dawno zaczęła sie palić światłem ciągłym, wyprzedzasz autobus środkiem jezdni. Z podporządkowanej ulicy wyjeżdża młoda kobieta passatem kombi, pewnie była gdzieś na zakupach w realu, patrzy w lewo, w prawo. Prawa wolna, po lewej autobus, ale wyjeżdża zdąży przed autobusem... kiedy passat osiąga środek jezdni, czas dla Ciebie się zatrzymuje. Dzieli Cie jakieś 50 m od uderzenia, pewnie sobie nie uświadamiasz że w twojej sytuacji 1 sekunda to 30 metrów, ale reagujesz, naciskasz hamulec i zostawiasz 18 metrów śladu na asfalcie a pół roku później i tak sie dowiadujesz od biegłego specjalisty ze uderzyłeś z prędkością 90 na godzinę. Twoja pamięć wyłączyła się wcześniej, masz szczęście, nie będziesz miał koszmarów. Uderzasz w okolice tylnych drzwi, przestrzeń się załamuje . Przednie kolo twojej maszyny wbija sie do "środka" motocykla a cały motocykl "wkleja" sie w ten samochód, siła uderzenia jest tak duża ze tył motocykla podnosi sie wyrzucając cię tym samym w górę. Powoli opuszczasz "pokład" miażdżąc bak swoimi "klejnotami" po chwili jesteś już w powietrzu, przelatujesz nad tym autem, passat obraca się o 180 stopni wpadając tym samym na ogrodzenie pokonawszy wcześniej chodnik! Lecisz bezwładnie, machasz w powietrzu kończynami jak manekin w "crash teście". W końcu po 25 metrach spadasz przed nadjeżdżający samochód. Wstajesz szybko, rozglądasz się dookoła, nie ma cię w środku, Twoje oczy zachodzą mgłą, gdybyś był przytomny jeszcze przez chwilę to zacząłbyś krztusić się swoją krwią...upadasz.Świadkiem tego wypadku jest Pablo, którego twój brat poznaje miesiąc później na imprezie andrzejkowej.Budzisz sie w szpitalu nie wiesz gdzie jesteś, boli Cie wszystko i nic zarazem, jeszcze Cię nie ma w środku, więc gdzie jesteś?W pewnym momencie wyrywasz kroplówkę i wstajesz, nie wiesz dlaczego sikasz do umywalki, wyzywasz wszystkie pielęgniarki, nie masz kontroli nad ciałem, które jest jak po zderzeniu z pociągiem. Dają Ci silne środki uspokajające, jesteś omamiony, leżysz tak kołysząc sie z boku na bok, męczą cie majaki.Otwierasz oczy, widzisz Grzegorza trzyma rękę na twoim ramieniu, nic z tego nie rozumiejąc robisz" wielkie oczy". dowiadujesz sie ze miałeś wypadek, dziwisz sie jeszcze bardziej, ale twój anioł stróż każe Ci odpoczywać wyłącza twoją świadomość zapadasz w sen, przewracając się z boku na bok znikają resztki wspomnień, nie pamiętasz juz nawet że jechałeś tamtą drogą. Nie będzie koszmarów...Jesteś szczęściarzem...http://images28.fotosik.pl/248/a8d6abbb9f27042c.jpghttp://images26.fotosik.pl/248/e7331566a9ed795a.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma co, jest dużo racji w tym co piszecie ale szkoda że sprowadzacie wszystko tylko i wyłącznie do pojemności motocykla. Ten ma 600 , tamten 500 a Ty to sobie kup 125 bo młody jesteś, a tak naprawdę wszystko siedzi w głowie. Równie dobrze można się zabić na 125cc jak i na 600 czy większym moto - wszystko zależy od wyobraźni drivera.I druga sprawa, jak ciągle będą pisane artykuły w stylu: "nie kupuj R6 bo ten motor ma mega wykop" to założę się że duża część ludzi z ułańską fantazją po niego sięgnie właśnie tylko po to aby ten wykop poczuć i pokazać na dzielni jakie z nich kozaki.Zasada jest jedna: trzeba myśleć, myśleć i jeszcze raz myśleć!!! To że mam motor który może jechać 2 paki to nie znaczy że gdzie tylko się da to dziduję 200/h bo tyle może... Każdy kto myśli i ma trochę wyobraźni to wie gdzie można a gdzie nie i co się może stać gdy będzie dzidował zawsze i wszędzie.... Trzeba także myśleć za innych bo to co wyprawiają kierowcy puszek i inni uczestnicy ruchu to przechodzi ludzkie pojęcie ale to już inna historia.Pozdro 4all

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja brak umiejetnosci stawiam na rowni z brakiem wyobrazni i pojecia o tym, co dzieje sie na polskich drogach. Nasi kochani polscy kierowcy maja chora mentalnosc, chamstwo i brak kultury na drodze to chleb powszedni. Duza moc motocykla w polaczeniu z brakiem doswiadczenia na pewno zawsze bedzie zabojcza mieszanka. Jednak nie rozumiem jak mozna pozwalac komus kto ledwo konczy liceum pakowac sie od razu na o2o z prawdziwego zdarzenia... Puszka moze i nie ma wiele wspolnego z motocyklem ale pozwala poznac zwyczaje jakie u nas panuja oraz nasze wspaniale drogi.. Mi jazda pucha dala dobry obraz tego co na codzien widze jezdzac moto, nawalilem kupe kilometrow i wiem do czego sa zdolni puszkarze. Dopoki nie zmieni sie tok myslenia typowego polaczka to na drogach zawsze bedzie niebezpiecznie. Umiejetnosci sa wazne ale oszolomom bez oleju w glowie nawet i to nie pomoze bo szczescia kiedys na pewno zabraknie.Mam nadzieje, ze w najblizszej przyszlosci do polski w koncu zawita prawo jakie obowiazuje chociazby u naszych zachodnich sasiadow bo w przeciwnym wypadku dalej bedziemy sie wzajemnie wykanczac. Prawda jest taka, ze naszym kierowcom trzeba zacisnac pasa bo inaczej sytuacja chyba nigdy sie nie zmieni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Winę za wypadki ponoszą zarówno kierowcy puszek i my motocykliści. Każdy z nas doświadczył chyba niezliczonej ilości wymuszeń przez puchy, ale czy my nigdy niewymusiliśmy? Każdy popełnia błędy. Wiem po sobie, niestety. Ale do czego zmierzam. Mam 19 lat i motocykl od 2 sezonów, i teraz patrząc z perspektywy przejechanych kilometrów i nabranego doświadczenia myślę że chyba opatrzność nade mną czuwała że nierozbiłem się pierwszego miesiąca po kupnie. Nieukrywam że jeździłem bardzo brawurowo... do czasu. Pewnego popołudnia wybrałem się na przejażdżkę z kolegą. Szybka runda przez miasto i pojechaliśmy na WORD, jest tam kawałek prostej drogi dojazdowej do firmy, ok. 400m po których następuje lekki łuk w prawo. No więc przejechaliśmy się sprawdzić czy niema na tej drodze jekieś "L-ki". Było pusto więc co? No ścigamy się. "zobaczymy kto jest szybszy. Mój Bandit czy twoja VFR" No i ruszyliśmy. Biegi po kolei- do odcinki: 1,2,3,4 na liczniku pojawia się ok. 170km/h i zaczyna się łuk. Bandit jedzie przede mną ok 10m i wtedy... Z terenu firmy dochodzi światło które w pierwszym momencie wygląda jak nadjeżdżające auto, więc instynktownie po heblach ale byliśmy już praktycznie na łuku. Puściłem hamulec i składam się w winkiel przy ok 130km/h ale widzę że kolega nadal hamuje i leci prosto w rów... Zamarłem kiedy zobaczyłem pierwsze salto Motocykla wraz z kierowcą a potem już tylko kumpla lecącego z dobre 15 m... Zatrzymałem motocykl. Zeskoczyłem z niego i rzuciłem kaskiem do rowu biegnąc w stronę rozbitego motocykla i kolegi. W myslach przypominałem sobie nr. alarmowy oraz wskazówki dojazdu do tego miejsca. Kiedy podbiegłem do motocykla zobaczyłem że kolega wstaje ściąga kask i wychodzi o własnych siłach. Oczom niewierzyłem że nic poważnego się mu nie stało. Wyciągnelismy motocykl który odziwo nadawał się do jazdy choć był w stanie hmm... dało się nim jechać. Po powrocie do domu niemiałem pojecia co z sobą zrobić. Przecież on mógł zginąć przez głupotę, przez głupie ściganie... Po powrocie do domu zadłem sobie sprawę że przez taką głupotę on mógł zginąć, przez głupie ściganie...jakis czas później, jeszcze na starym forum trafiłem na temat w którym p. Janusz Świtaj opisywał swój wypadek. Nieświecące światło stopu i brak dolnej belki z tyłu ciężarówki spowodowały że młody człowiek został kaleką.Reasumując: Każdy z nas widział w internecie mnóstwo wypadków. Jednak co innego widzieć w internecie, a co innego doświadczyć na własnej skórze. Te drugie mają zupełnie inny wydźwięk.To co tu napisałem to opis tego co sam przeżyłem. Każdy może to odebrać na swój sposób, i samemu wyciągnąć wnioski.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bassi @ 08.09.2010 12:52Nie ma co, jest dużo racji w tym co piszecie ale szkoda że sprowadzacie wszystko tylko i wyłącznie do pojemności motocykla. Ten ma 600 , tamten 500 a Ty to sobie kup 125 bo młody jesteś, a tak naprawdę wszystko siedzi w głowie. Równie dobrze można się zabić na 125cc jak i na 600 czy większym moto - wszystko zależy od wyobraźni drivera.
wiesz , ten slogan o tym całym myśleniu czy wyobrażni to jest tak lekko przereklamowany . To tak jak z robakami w bananach , nożach tępiących się od cebuli , niepsujących się Beemach czy sypiących się Kawulcach . Fajnie się tego słucha , ale to raczej teorie nie mające nic wspólnego z rzeczywistością . Myślenie , myśleniem , ale reakcji pojazdu poruszającego się na dwóch kołach trzeba się zwyczajnie nauczyć . A każdą naukę warto zaczynać od prostych rzeczy aby stopniowo dochodzić do tych dla prawdziwych kozaków . KAŻDĄ NAUKĘ - powtarzam !! Łatwiej się pływa w płytkiej ciepłej wodzie niż w głębokiej i zimnej . Łatwiej się skleja samolocik z 10 elementów niż z 500 . Nie spłycamy tu sprawy tylko do pojemności jak piszesz , ale jest to jakiś tam wyznacznik rozwoju motocyklowego , no bo co ma nim być ? Najpierw zielone motory , potem czerwone ?? Chyba nie tędy droga . Najpierw 50 , potem 125 , potem 500 , 600 , 1000 itd . Racja ? No ja wiem że to bajanie teoretyczne , ale taka droga właśnie jest najlepsza niestety , jak się chce mieć pewność przeżycia tej nauki . I taki cel sobie stawiam ja na przykład promując takie rozwiązania . Cała ta wyobraźnia o której piszesz , bierze w łeb tak zwyczajnie w życiu zbyt często niestety . Nawet najbardziej jajogłowi dają tu ciała . Bo motocykl to taka rzecz że potrafi całkowicie człowieka pochłonąć . Zmienić baranka w wilka . Motocykl to siła chwili . Pałer który poczujesz na plecach i dasz mu się ponieść . Szpan , dupy w parku , kumple pod sklepem , sąsiad w oknie . Wtedy myślenie idzie w odstawkę . A problemem w tej zabawie jest to ,że tak naprawdę , jak się ma pecha to wystarczy pomylić się tylko raz aby znaleźć się w naszym temacie " Ku Przestrodze" . Dlaczego marudzą przeważnie takie wapniaki ( mam 37 lat dopiero ) jak ja ? Bo chcemy poleczyć kompleksy wieku średniego ? Bo chcemy pokazać jacy to jesteśmy mądrzy ?? No chyba nie , pomimo że tak to niestety często odbierają ci do których kierujemy te marudzenie . Stary problem - bunt i różnica pokoleń .Tylko w tym przypadku skutek jest zwyczajnie śmiertelny . Bo starsi zwyczajnie widzą , i rusza ich to co się dzieje . To że dzieci czaskają swoje pierwsze motocykle na potęgę to nic nowego . Zawsze tak było , od czasów wynalezienia koła ! Problemem czasów obecnych jest ilość śmiertelnych zakończeń tej zabawy . Problem to fakt ,że dzisiaj motocykl 100 konny uważany jest przez początkujących za słaby !! Problem to stan techniczny motocykli jakie kupują młodzi kierowcy na pierwszy sprzęt .To są prawdziwe problem ! Bo taki sprzęt zapierd*la tak , że dupy na siodełku pasażera leją w kiecki . Zresztą one zawsze lały , tylko że kiedyś trzeba było trochę bardziej się postarać ;-) Wracając do tematu - ten pierwszy motocykl jest tak wymagający ,że trzeba mieć też UMIEJĘTNOŚCI w jego opanowaniu , wyobraźnia albo myślenie nawet na poziomie Einsteinowskim nic tu nie pomoże niestety . Trzeba czuć opony , wiedzieć jak mocno kontrować kierownicą , na jakim asfalcie i w jakiej temperaturze jeszcze hamulce pozwolą zatrzymać motocykl w jednym kawałku . A to jest o niebo trudniejsze na takich motocyklach niż dawanie na gumie , czy zamykanie licznika na autostradzie . I to należy podnosić , uważam . A jak się nie da zrobić tego edukacją , a ja osobiście uważam że w Polsce się nie da , to należy tak ustanowić prawo aby młodych motocyklistów chronić. Czy im się to podoba czy nie , to stopniowanie prawa jazdy jest ( wg mnie) jedynym dającym rezultat rozwiązaniem . Oczywiście niektórzy powiedzą ,że będą tacy którzy oleją prawko i będą się wozić bez niego . Ale to żaden argument , bo ci którzy tak mogliby postąpić i tak raczej by prawka nie zrobili nawet przy bardziej liberalnych przepisach. Znakomita większość się dostosuje i zwyczajnie przeżyje swój pierwszy sezon aby poznać jaka to tak na prawdę jest frajda te całe motocykle . Że dawanie w palnik do odcięcia po wsi to tylko zabawa dla szczeniaków z której szybko się wyrasta , jak z pryszczy .
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem prawda jak zwykle znajduje się pośrodku. Tzn, można twierdzić, że pierwszy motocykl nie może być za mocny, żeby zaczynać z umiarem od 125-250 cm3. Druga strona natomiast wysuwa argument, że jeśli ktoś jest rozsądny, to na każdym motocyklu i niezależnie od mocy silnika będzie jeździł rozsądnie. Sam jestem początkującym motocyklistą, nawet bardzo początkującym a jednak na piwerwszy motocykl wybrałem to, co wybrałem a jednak poruszam się po drodze rozsądnie - bo wiem, że jestem jeszcze bardzo zielony. Jest pewna racja w waszych twierdzeniach, bo w przeciwieństwie do mnie większość młodych ludzi czuje się mistrzami kierownicy (np. wielu moich kolegów) i chce to udowodnić na każdym kroku. Jednak w waszym podejściu - pomysłami z narzucaniem kategorii (zaczynaniu od małych pojemności) czy odradzaniem młodym mocnych motocykli też jest błąd. Polega on na tym, że zniechęcacie ich zbyt silnie - sam czytałem mnóstwo wątków, że VZR za duży, za ciężki, za mocny, że lekko przypadkiem odkręcę manetkę i wyrwie mi go do przodu jak rakietę, że napewno przeważy mnie na parkingu. Mimo to jak to młody, się uparłem i go kupiłem i okazało się, że wszystko to było nieprawdą - wcale nie jest tak dziki jak się obawiałem a manewrowanie nim nawet przy małych prędkościach nie jest problemem (chociaż ciągle pracuję nad poprawną techniką). Nie chcę się z wami spierać, bo jak już powiedziałem prawda leży pośrodku ale jak ktoś chce szaleć to i na 50 cm3 będzie szaleć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wiesz jaki problem mi się ciśnie na usta , jak czytam twój czy Bassiego post ?? Nawet nie meritum sprawy ale coś co wyłazi tak lekko z boku . Rozróżniacie . Piszecie MY i WY . A ja bym chciał żeby było tylko MY . Nie zrozum mnie proszę źle , zależy mi bardzo na tym . Ja nie szukam wojny . Ja szukam rozwiązania . Generalnie to cieszę się że rozumiesz argumentację i o to chodzi , żeby zwyczajnie siebie posłuchać nawzajem , się zastanowić i wyciągać wnioski . Ja też nie zeżarłem wszystkich mądrości świata i też chcę ( nadal ) słuchać i się uczyć . Oczywiście że można iść taką drogą jaką ty idziesz , i to było by najlepsze i w ogóle cacy . Ale sam wiesz po swoich rówieśnikach , że to nie jest niestety "normalne" . Normą w dzisiejszych czasach jest NIEnormalność , niestety ( i to częściej widzę w moim pokoleniu niż w twoim ) . A szkoda . Wiesz co jest problemem jaki ja widzę ? To , że już w moich czasach musiałem szukać "prawdziwych" motocyklistów , którzy sprzedawali opowieści o klimatach , uczyli jak macać sprzęty i zachowywać się w "towarzystwie" . Obecne pokolenie młodych gniewnych ma z tym chyba jeszcze większy problem . Liczy się dzisiaj pojemność ( bez urazy ) a żałoby za paznokciami już nikt nie nosi, bo to wiocha . Nie ma kto pokazywać , co jest tak naprawdę ważne . I to jest największa wina mojego pokolenia . My pamiętamy jeszcze czasy wycinania zdjęć japończyków czy HDków z zachodnich gazet przysyłanych przez kumpli z zagranicy . Wyobrażasz sobie dzisiaj sytuację , że znasz wszystkich ludzi z twojego miasta którzy mają motocykle ? Że nikt nie ma Japońca . Że jest ktoś kto go w końcu kupuje ? Potem nastały czasy , że ludzie mogli nagle toto sobie kupić . Zapatrzeni w to żeby mieć , przestaliśmy patrzeć na to , po co to chcemy mieć . I to niestety przekazaliśmy dzieciom . Dzisiaj nawet durnego klucza do świec połowa bikerów nie ma w garażu , a wymiana żarówki to problem z który jedzie się do serwisu . Nie ma garażowego życia , opowieści do rana itp . Spotkania na kawce np na Chudowie nie zastępują tego niestety . To wielka tragedia obecnych czasów , bo garażowe życie to zwyczajnie raj na ziemi dla motocyklistów . Polecam dzisiejszym 20 latkom pogadanie sobie czasem z tym dziadkiem , który zaczepia was na ulicy bajdurząc coś o swoim Junaku , z którego przeważnie macie zlewę . Może to był prawdziwy kozak kiedyś i można coś od niego wyciągnąć ciekawego dla siebie. Jasna dupa , ide spać , bo mi się dzieci kwiaty załanczajom .HOUK

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Wchodząc na stronę akceptujesz regulamin i politykę prywatności.