Skocz do zawartości
Forum Śląskich Motocyklistów

[Epitafium] ZaczerpniĂŞte z forum.motocyklistĂłw.pl


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Teksty te nie s¹ mi obce, znam je dosyÌ dobrze. Zauwa¿y³em, ¿e temat taki zosta³ poruszony na innym forum. Postanowi³em to umieœciÌ i tutaj nie po to, ¿eby Was straszyÌ czy coœ podobnego.Mam nadziejê, ¿e przeczytanie tych tekstów, sk³oni Was do wielu przemyœleù i refleksji, a i zapewne niejednemu(-ej) ³ezka siê w oku zakrêci... Nasza pasja jest piêkna, ale te¿ bardzo niebezpieczna :| Cytat: Pamiêci przyjaciela.... Zawsze jest tak samo.... Rêka na manetce, lekki szum w uszach. Ja i droga. Ja i motocykl. Ca³a rzeczywistoœÌ dobijaj¹ca siê do mnie, nie daj¹ca mi spaÌ po nocach, drêcz¹ca tysi¹cem problemów, teraz jakaœ rozmyta; jakoœ poza mn¹.... Ja i wiatr, który œpiewa mi swoje œwiszcz¹ce piosenki. I nagle basowe dudnienie po mojej prawej stronie. W lusterku b³ysk kociego reflektora... Ogl¹dam siê lekko za siebie. Czerwona VFR-ka na yoshimurach. Jedyny i niepowtarzalny gang. Kierowca pochylony za owiewk¹ patrzy w moj¹ stronê przez u³amek sekundy podczas wyprzedzania i lekko porusza palnami lewej d³oni w motocyklowym powitaniu. Setne sekundy a jednak widzê to wyraŸnie jak klatkê filmu zatrzyman¹ na odbiorniku wideo. Tyle razy ju¿ to widzia³am. Dalej jedziemy razem, wyprzedaj¹c zygzakiem staj¹ce nam na drodze samochody. Nie reagujemy na policjanta, który wyskakuje nieomal na œrodek drogi i zapamiêtale macha na nas lizakiem. Podobno pierwszy wyœcig motocyklowy odby³ siê, kiedy spotka³o siê przypadkiem na drodze dwóch motocyklistów. I my te¿ œcigamy siê na prostych odcinkach "katowickiej". Ha, chce mi siê œmiaÌ do samej siebie, bo nie sposób przecie¿ uœmiechn¹Ì siê wyraŸnie do mojego towarzysza podró¿y. I dobrze mi, ¿e mogê siê z kimœ dzieliÌ tym uczuciem spe³nienia, które daje mi motocykl. Czy to jest w³aœnie szczêœcie...? Œpiewam g³oœno piosenki, drê siê na ca³e gard³o na wolniejszych odcinkach trasy. Zupe³nie zapominam, ¿e dziœ jeszcze powinnam dotrzeÌ do domu. Przypomina mi o tym dopiero bezczelnie migaj¹ce œwiate³ko rezerwy. Pokazujê kolesiowi na czerwonej VFR-ce, ze zje¿d¿am na stacjê, ¿egnam siê skiniêciem palców, ale on zje¿d¿a za mn¹.... Dziwi siê, ¿e dziewczyna pokonuje tak¹ trasê sama. Pyta o mojego Zygzaka. W pewien sposób ma w sobie coœ znajomego, ale nie mogê skojarzyÌ co... acha, jest podobny do takiego jednego zawodnika z GP. A ju¿ wiem, Rossi! Nawet ten szelmowski uœmiech... Gadamy siedz¹c przy kawie. Jest rok starszy ode mnie. Jedzie do swojej dziewczyny do Warszawy. Ona ma na imiê Kaœka, tak jak ja. Œmiejemy siê, ¿e Kaœki to najfajniejsze dziewczyny pod s³oùcem Rozstajemy siê dopiero w Jankach pod Warszaw¹. Jeszcze raz œci¹ga z g³owy kask i widzê jego rozeœmiane, pe³ne ¿ycia oczy. Czarne, tak, ¿e prawie nie mo¿na odró¿niÌ Ÿrenic od têczówek. Nie mogê go zapomnieÌ do tej pory... Czarne oczy, czarny asfalt, czarny marmur. " bez ciebie g³uch¹ pustyni¹ jest ¿ycie" - napisano mu rok póŸniej na marmurowej p³ycie grobu... ***** Zawsze jest tak samo... Rêka na manetce, lekki szum w uszach. Ja i droga. Ja i motocykl. Ca³a rzeczywistoœÌ dobijaj¹ca siê do mnie, nie daj¹ca mi spaÌ po nocach, drêcz¹ca tysi¹cem problemów, teraz taka rozmyta; zupe³nie poza mn¹.... Ja i wiatr, który œpiewa mi swoje œwiszcz¹ce piosenki. I ja œpiewam g³oœno, drê siê na ca³e gard³o. Tylko nie ma do kogo siê uœmiechn¹Ì... ...Prawie widzê kocie œwiat³o VFR-ki w lusterku. Obracam g³owê, ale to tylko z³udzenie, a mo¿e cieù... Uczê siê samotnoœci. Oswajam j¹ jak dzikie zwierzê. Wiem, ¿e kiedyœ nadejdzie... Chyba, ¿e œmierÌ j¹ uprzedzi... Cytat: Gara¿. Zak³adam "¿ó³wia", dopinam kombinezon. Naciskam starter. Jeszcze kominiarka, rêkawice, kask. Ruszam powoli, opada zmêczenie i z³oœÌ. Zostawiam za sob¹ œwiat pe³en zawiœci, krzywd, rani¹cych niedomówieù. Œwiat ludzkich spraw. Uciekam z niego w coraz szybszym tempie. I tak bardzo chce mi siê p³akaÌ. Jestem ja i wiatr. Ja i Bóg... ... modlê siê tylko w ten sposób... ...gdy mija we mnie z³oœÌ i gniew. Gdy z pêdem powietrza sp³ywa ¿al... za s³owa, których nie powinnam us³yszeÌ, ...niepotrzebne gesty, których tak wiele ju¿ by³o i jeszcze bêdzie, niedotrzymane obietnice, o które nie wiadomo do kogo mieÌ pretensje, z³e chwile, ...minuty, których wola³abym nie prze¿yÌ... Tylko wtedy potrafiê siê modliÌ tak naprawdê. Jako dziecko mia³am w sobie wielk¹ wiarê; w ludzi, w dobro, w sens tego, co jest. Z czasem zobaczy³am z³o, nienawiœÌ i brud. Umar³o we mnie wszystko. Teraz nie jestem pewna, w co wierzyÌ i kim byÌ. P³ynny ruch manetk¹. 120 km/h. Witra¿e, mira¿e. Œwiat widziany z motocykla jest taki niezwyk³y, taki iluzoryczny. "Matrix" - powiedzia³ ktoœ z moich przyjació³. Mo¿e i matrix, ale warto czasem zanurzyÌ siê w nim po szyjê, wraz z g³ow¹, g³êboko. ZobaczyÌ to, co niedostêpne z puszki samochodu, przekroczyÌ liniê dziel¹c¹ œwiat ludzkich spraw i to co niewidzialne. Gdzieœ w œwiecie miêdzy 120 a 160 km/h mieszka Bóg. Nie trzeba zamykaÌ oczu, by móc zobaczyÌ Go w b³ysku, choÌ tylko przez u³amek sekundy. I wierzcie mi, nigdy nie widzia³am nic piêkniejszego. Jako dziecko myœla³am, ¿e œwiat jest bardzo, bardzo piêkny. Uwielbia³am patrzeÌ na wschody i zachody s³oùca. Bóg porusza s³oùcem - myœla³am. Chcia³abym jeszcze kiedyœ móc zobaczyÌ rêkê Boga w zachodz¹cym s³oùcu. Teraz nie potrafiê. Im wiêcej kilometrów, tym mniejsze zniechêcenie. Myœlê o minionych dniach. Czasem ¿al, czasem wstyd, ¿e niewiele lepsza jestem od tego, co brzydzi mnie w innych; ¿e robiê komuœ krzywdê z rutyn¹, bez zmru¿enia oka. Czasem ból, który na sekundê ukrywa œwiat za kurtyn¹ z ³ez - czy jest kar¹ za wyrz¹dzone krzywdy? - tego nie wiem, ale czasem tak w³aœnie myœlê. Im wiêcej kilometrów, tym ³atwiej pogodziÌ siê z nieudanymi sprawami, z samym sob¹. Staram siê myœleÌ o tym uczciwie. 160 km/h. Mo¿e w takiej prêdkoœci ³atwiej znaleŸÌ w sobie dystans, do tego co zwyczajnie wydaje siê œmiertelnie wa¿ne? ...Mo¿e... Czêsto wtedy mówiê do Niego i œwiêcie wierzê, ¿e mnie s³yszy; czasami nawet odpowiada. Myœlê, ¿e Bóg daje nam oczy widz¹ce ca³y wszechœwiat. Im mniej w nas z³a, tym wiêcej mo¿emy zobaczyÌ. Jako dziecko widzia³am same piêkne rzeczy. Teraz moje dziecko wyci¹ga r¹czki w powietrze i uœmiecha siê do anio³ów, a mi brakuje ich tak bardzo. Zamkniêta droga do raju. Moje ¿ycie wydaje mi siê takie szare. Tylko motocykl potrafi odmieniÌ to na moment, gdy w b³ysku s³oùca na owiewce przy "stu czterdziestu na godzinê", udaje mi siê zobaczyÌ ³agodny uœmiech Boga. Nie umiem siê modliÌ za dobrze, ale jeœli mogê o coœ prosiÌ, Bo¿e, to chcia³abym, byÌ odda³ mi moje oczy z dzieciùstwa, moje oczy widz¹ce. Zazwyczaj je¿d¿ê nocami, po blady œwit. Nad ranem zatrzymujê siê nad brzegiem morza. Patrzê na wschód s³oùca. Mo¿e kiedyœ uwierzê tak mocno jak dawniej i we wschodzie s³oùca zobaczê znowu rêkê Boga? Czekam na ten dzieù. Wtedy wszystko siê odmieni. Nie wiem sk¹d, ale wiem to na pewno. Cytat: Pamiêtam to jak dziœ. 13 sierpnia. Budzê siê rano z niez³ym kacem, choÌ nie pamiêtam, bym wczoraj d³ugo balowa³a, to raczej nierozwi¹zane sprawy osobiste drêcz¹ce mnie po nocy koszmarami, daj¹ mi siê we znaki. Ból g³owy i uci¹¿liwe dŸwiêczenie w uszach... dopiero po chwili przychodzi mi na myœl, ¿e to dŸwiêczenie to dzwonek mojej komórki. Marek. Odbieram zdziwiona i zaspana. "Przyje¿d¿aj do Warszawy" - s³yszê. - "S³awek nie ¿yje". Pó³przytomna wyci¹gam z szafy torbê i zaczynam siê pakowaÌ, wrzucam byle co, myœl¹c, ¿e to i tak niewa¿ne w obliczu œmierci. Gdy dzwoni znów telefon, nie muszê patrzeÌ kto to: "Nie p³acz Asiu" - mówiê, bo co innego powiedzieÌ w takiej chwili, - "ju¿ do Ciebie jadê". Asiê i S³awka pozna³am z rok wczeœniej. Zaprosili mnie do Warszawy na weekend. Oboje po uszy w motocyklowych klimatach. Wkrótce stali siê moimi przyjació³mi, bywa³am u nich czêsto w Starej Mi³osnej, dziwi³am siê, ¿e ¿ywio³owa Asia i milcz¹cy S³awek, choÌ tak ró¿ni, s¹ tak dobran¹ par¹. Tydzieù przed wypadkiem przyjecha³am do Warszawy. Mia³ byÌ zlot HOG-a i przeja¿d¿ka organizowana przez SMP. Oba wydarzenia na tyle ciekawe, by pojawiÌ siê w stolicy. Obejrza³am kupione kilka tygodni wczeœniej KLE S³awka, pojechaliœmy do banku zap³aciÌ kolejn¹ ratê, a potem jeŸdziliœmy po Warszawie chyba do pierwszej w nocy. Wracaliœmy póŸn¹ noc¹... Zatrzymujê siê na zakrêcie. Kawa³ki szk³a, metalowe ogrodzenie, zgiête pod wp³ywem uderzenia, kwiaty i znicze. To tu. Asia p³acze. Odpala papierosa za papierosem. Nie chce odejœÌ. Tak jest a¿ do pogrzebu. Przychodzimy tu codziennie. Ona p³acze, a ja myœlê o tym, jak niewiele wp³ywu mamy na ¿ycie ludzi, których kochamy. Czyja wina, ¿e jest, jak jest? Zapalam znicz. Na p³ycie chodnika stoi ich ju¿ chyba ze dwadzieœcia. I kwiaty, deseczka, na której ktoœ napisa³ jego imiê, fragment tablicy rejestracyjnej. Przykucam, dotykam palcami chodnika. Nie ma go ju¿, nie ma go, a tydzieù temu jechaliœmy jeszcze t¹ sam¹ drog¹... Trudno uwierzyÌ. Trudno zrozumieÌ. Trudno zaakceptowaÌ bez gniewu, który zbiera siê pod powiekami i sp³ywa ³zami po policzkach. Trudno nie zapytaÌ: dlaczego?! ¯ycie tak jest skonstruowane, ¿e œmierÌ zabiera bez wyj¹tku - tak samo dobrych, jak i z³ych. Nie ma co mówiÌ, ¿e to niesprawiedliwe, bo ci dobrzy powinni ¿yÌ jak najd³u¿ej. Nie ma co p³akaÌ. To nic nie da. Za moimi plecami zatrzymuje siê jakiœ samochód. - Co siê tu sta³o? - pyta pasa¿erka. - Wypadek? Tak, wypadek. Kilka dni wczeœniej zgin¹³ tu S³awek. Wie pani, kim by³ S³awek? Pewnie nie... By³ dobrym, mi³ym facetem. Uj¹³ wszystkich bez wyj¹tku swoim pogodnym usposobieniem. Cichy i spokojny, s³yn¹³ z niesamowitej precyzji w grze w rzutki. Wie pani, jeŸdzi³ na KLE 500, bordowo-srebrne kawasaki; niedawno kupi³ je na kredyt, jeszcze nie zd¹¿y³ siê nacieszyÌ. Tego feralnego wieczora kilku facetów w szybkim samochodzie postanowi³o poœcigaÌ siê z motocyklem. To przecie¿ niez³a zabawa... Gonili go tak d³ugo, a¿ straci³ panowanie nad kierownic¹ i przewróci³ siê. By³ pi¹tek. 13 sierpnia. - To chyba by³ ktoœ s³ynny, - s³yszê komentarz jakiegoœ przechodnia. - Tylu tych w skórach tu przychodzi... Jak nic, ktoœ znany wœród nich. Znany, nieznany... Czy ma to znaczenie? To by³ po prostu jeden z nas. Jesteœmy razem. My. Motocykliœci. Te krótkie chwile, gdy zatrzymujemy siê obok siebie na "œwiat³ach", mijamy na trasie, spotykamy w pubie, opowiadamy o prze¿yciach ostatnich dni. Jesteœmy prawdziw¹ wspólnot¹, zjednoczeni cienk¹ nici¹ porozumienia, która zarazem ³¹czy, jak i oddziela od innych - nas, pasjonatów dwóch kó³ek. Te ciep³e uœmiechy, podobny zapa³ w oczach, zrozumienie dla szalonych wybryków i "dwustu na godzinê na tym, wiesz, nowym, równym odcinku katowickiej". Jesteœmy razem. Czujemy ten sam ¿al i ból, gdy ktoœ odchodzi na wieczyste autostrady. Dobrze to wiedzieÌ. Kiedy to widzisz, przez moment czujesz siê trochê mniej samotny w tym ca³ym popieprzonym œwiecie. Przez moment myœlisz, ¿e ktoœ ciê naprawdê rozumie, wiêc to wszystko nie jest zupe³nie bez sensu. Przez moment, bo motocyklowa solidarnoœÌ na codzieù, w innych dziedzinach ¿ycia, to czysta fikcja. Pogrzeb... Stoimy przed kaplic¹. Nas³uchujemy. Ju¿ jad¹. DŸwiêk odbija siê od œcian domów. Ludzie na balkonach, przechodnie na ulicach, my. Wszyscy patrz¹. Huk narasta. Mijaj¹ nas motocykle. Kolorowe, "papuzie" œcigacze, wielkie jak szafa turystyki zwane "kredensami", b³yszcz¹ce chromem, majestetyczne choppery, wysokie enduro, matowe czarne rat-bike-i. Najró¿niejsze motocykle œwiata. Próbujê je liczyÌ, ale nie jestem w stanie. DziesiêÌ, piêÌdziesi¹t, sto.... jeszcze wiêcej i wiêcej.... kawalkada sprzêtów. Stojê na œrodku ulicy obok samochodu Marka, mam kluchê w gardle, miêkkie kolana i ³zy pod powiekami. Nie mogê oderwaÌ wzroku od wci¹¿ jad¹cej kolumny motocykli. Asia siada na krawê¿niku, p³acze. Kiedy do niej podchodzê, widzê jednak uœmiech. - Zobacz - mówi, - oni wszyscy lubili S³awutka. Chyba ca³a motocyklowa Warszawa przysz³a go po¿egnaÌ. Œciskam rêce kilku dawno nie widzianych kolegów. Kiwamy do siebie g³owami bez s³ow. Cie¿ko powiedzieÌ cokolwiek, kiedy okazja do spotkania taka "niechciana". Pomiêdzy sprzêtami kilka motocykli z obcymi rejestracjami. Jest Krystian z Poznania, Marcin z Krakowa. Chcia³o im siê jechaÌ taki kawa³ drogi... Dziêkujê im w myœlach; gdybym powiedzia³a to g³oœno, odpowiedzieliby mi pewnie z wyrzutem, ¿e to przecie zostatnie spotkanie ze S³awkiem. Jedziemy przez Warszawê 40 na godzinê. Samochody staj¹, ludzie w nich wytrzeszczaj¹ oczy. Ponad sto motocykli poma³u w dwóch, równych rzêdach za karawanem. Niektórzy pewnie myœl¹: "popisówka". Zreszt¹ chyba nikt spoza krêgu nie potrafi tego zrozumieÌ, dlaczego tak jest, po co ten kondukt, ca³e zamieszanie. My wiemy. ¯ycie, które wybraliœmy - intensywne i szalone, mo¿e skoùczyÌ siê szybciej, mamy tê œwiadomoœÌ. Nara¿eni na ciosy blaszanych katamaranów, zdajemy sobie sprawê, ¿e nie zawsze uda siê uciec przed nieostro¿nym kierowc¹ samochodu, nie zawsze da siê radê omin¹Ì plamê oleju, czy zmieœciÌ w winklu. Zdecydowaliœmy siê na to ryzyko, w zamian dostaliœmy wiele, choÌ cena czasami taka wysoka. Odchodz¹ znajomi, przyzwyczajamy siê do tego, ¿e ci¹gle ktoœ, a jednak wci¹¿ nie umiemy siê pogodziÌ, gdy - przez g³upotê lub z³oœliwoœÌ - ginie kolejny przyjaciel. Chcemy z nim byÌ, jechaÌ razem ostatni raz. Potem mówimy przez ³zy, ¿e ju¿ nigdy nie pojedziemy na ¿aden motocyklowy pogrzeb, choÌ wiemy, ¿e nie uda siê tego dotrzymaÌ. W takich momentach po prostu musimy byÌ razem. Nikt jednak nie zastanawia siê czy warto tak. Mo¿e nie umiemy ¿yÌ w inny sposób?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwlaszcza ostatnie opowiadanie mnie wzruszylo...13 sierpnia w zeszlym roku zginal moj kumpel a 5 miesiecy wczesniej,13 marca inny kumpel....Piekne to hobby i sposob na zycie ale trzeba sie liczyc z tym ze w kazdym momencie moze to zostac brutalnie przerwane...['] za wszystkich jezdzacych teraz po blekitnych autostradach....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteœmy razem. My. Motocykliœci. Te krótkie chwile, gdy zatrzymujemy siê obok siebie na "œwiat³ach", mijamy na trasie, spotykamy w pubie, opowiadamy o prze¿yciach ostatnich dni. Jesteœmy prawdziw¹ wspólnot¹, zjednoczeni cienk¹ nici¹ porozumienia, która zarazem ³¹czy, jak i oddziela od innych - nas, pasjonatów dwóch kó³ek.Nic dodaÌ... nic uj¹Ì [']

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze w tym wszystkim jest to, ¿e wiêkszoœÌ ludzi którzy zgineli na 2oo, nie zgine³o ze swojej winy... to jest najwieksza niesprawiedliwosc smierci w tych przypadkach.(PS. Pchela wy³¹cz ten skrypt nieprzeklinania jesli mo¿esz, bo w tym tekscie az "glupio" wyglada "Nie przeklinamy tutaj // Pchela" - tutaj to jest jeszcze w takim miejscu ze nie bardzo rozumiem)Pozdro!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Wchodząc na stronę akceptujesz regulamin i politykę prywatności.