Pewien kaznodzieja miaÂł zwyczaj uderzaĂŚ silnie dÂłoniÂą o ambonĂŞ. ChÂłopcy koÂścielni chcÂąc mu spÂłataĂŚ figla, wsadzili kilka szpilek w porĂŞcz. KsiÂądz wyszedÂłszy na ambonĂŞ zwrĂłciÂł siĂŞ ku wielkiemu oÂłtarzowi i wzywajÂąc pomocy ÂświĂŞtych w te przemĂłwiÂł sÂłowa: - Do was siĂŞ zwracam ÂświĂŞty JĂłzefie z Kopertynu i ÂświĂŞty Franciszku, i woÂłam... (tu uderzyÂł rĂŞkÂą w ambonĂŞ) bodaj was wszyscy diabli wziĂŞli, a toÂście mnie Âłajdaki wystrychnĂŞli na kpa! Kilka dni przed Âślubem narzeczony przychodzi do ksiĂŞdza, wrĂŞcza mu 200 zÂłotych i mĂłwi:- ProszĂŞ ksiĂŞdza, mam proÂśbĂŞ. ProszĂŞ podczas dyktowania mi przysiĂŞgi ma³¿eĂąskiej opuÂściĂŚ sÂłowa: ÂŚlubujĂŞ ci wiernoœÌ, miÂłoœÌ i uczciwoœÌ ma³¿eĂąska oraz Âże ciĂŞ nie opuszczĂŞ aÂż do Âśmierci. DziĂŞkujĂŞ z gĂłry...PrzyszedÂł dzieĂą Âślubu. Pan mÂłody pewny siebie staniaÂł przed oÂłtarzem i wszystko szÂło dobrze do momentu skÂładania przysiĂŞgi ma³¿eĂąskiej. KsiÂądz zapytaÂł bowiem:- Czy Âślubujesz bezgraniczne oddanie swojej Âżonie, posÂłuszeĂąstwo wobec kaÂżdego jej rozkazu, przynoszenie jej Âśniadania do ³ó¿ka do koĂąca Âżycia? Czy klniesz siĂŞ na Boga, Âże nigdy nie spojrzysz na inna kobietĂŞ i nawet nie przyjdzie ci do gÂłowy, Âże inne kobiety ÂżyjÂą na Âświecie?Pan mÂłody, ciĂŞÂżko przestraszony i zaszokowany, wybÂąkaÂł:- Ta... ta... tak...Po ceremonii wÂściekÂły przybiegÂł do ksiĂŞdza i pyta, co to miaÂło znaczyĂŚ. KsiÂądz oddaje mu 200 zÂłotych i odpowiada spokojnie:- Po prostu przebiÂła twoja ofertĂŞ. Przychodzi maÂły Jasio do apteki i mĂłwi do aptekarza:- ProszĂŞ mi daĂŚ cos do zapobiegania ci¹¿y!Aptekarz Âściszonym gÂłosem zwraca Jasiowi uwagĂŞ:- Po pierwsze, to o takim czymÂś mĂłwi siĂŞ szeptem, a nie na caÂły gÂłos. Po drugie - to nie jest dla dzieci. Po trzecie - niech ojciec sobie sam przyjdzie a po czwarte - sÂą tego ró¿ne rozmiary.Na to Jasio:- Po pierwsze - w przedszkolu uczyli mnie, Âżeby mĂłwiĂŚ gÂłoÂśno i wyraÂźnie. Po drugie - to nie jest "nie dla dzieci", tylko przeciwko dzieciom. Po trzecie - to nie dla ojca, tylko dla mamy. A po czwarte - mama jedzie do sanatorium i potrzebuje wszystkie rozmiaryChÂłopak odprowadza swojÂą dziewczynĂŞ do domu po imprezie. Kiedy dochodzÂą do klatki, facet czuje siĂŞ na wygranej pozycji, podpiera siĂŞ dÂłoniÂą o ÂścianĂŞ i mĂłwi do dziewczyny: - Kochanie, a gdybyÂś mi tak zrobiÂła laseczkĂŞ... - Tutaj? JesteÂś nienormalny? - Noooo, tak szybciutko, nic siĂŞ nie stanie... - Nie! A jak wyjdzie ktoÂś z rodziny wyrzuciĂŚ Âśmieci, albo jakiÂś sÂąsiad i mnie rozpozna... - Ale to tylko "laska", nic wiĂŞcej... kobieto... - Nie, a jak ktoÂś bĂŞdzie wychodziÂł... - No dawaj nie bÂądÂź taka... - PowiedziaÂłam ci, Âże nie i koniec! - No weÂź, tu siĂŞ schylisz i nikt ciĂŞ nie zobaczy, gÂłupia... - Nie! W tym momencie pojawia sie siostra dziewczyny, w koszuli nocnej, rozczochrana i mĂłwi: - Tata mĂłwi, Âże juz wyrzuciliÂśmy Âśmieci i masz mu zrobiĂŚ tÂą laskĂŞ do cholery, a jak nie to ja mu zrobiĂŞ, a jak nie, to tata mĂłwi ze zejdzie i mu zrobi, tylko niech zdejmie rekĂŞ z tego kurewskiego domofonu bo jest 3 w nocy do cholery! MĂŞÂżczyzna na plaÂży zachodzi do stanowiska ratownikĂłw.- Panowie ratownicy, nie macie przypadkiem zapaÂłek?- ProszĂŞ oto zapaÂłki. Daj Pan papierosa, zapalimy.- ProszĂŞ bardzo - mĂŞÂżczyzna czĂŞstuje ratownikĂłw papierosami. ZapalajÂą, przez chwilĂŞ delektujÂą siĂŞ aromatem tytoniu.- Jak leci, panowie? Jakie nastroje? - pyta.- No, tak sobie. Pracujemy pomalutku...- Lato w tym roku okropnie gorÂące, oddychaĂŚ nie ma czym...- Strasznie. SpaliliÂśmy siĂŞ przy tej robocie od tego cholernego sÂłoĂąca, upaÂły, upaÂły... Koszmar!- A pÂłacÂą chociaÂż dobrze?- ÂŻartujesz Pan? Ledwo moÂżna zwiÂązaĂŚ koniec z koĂącem...- Taa i te ceny zÂłodziejskie...- Taa. CiĂŞÂżko. Ale chÂłopaki, przyszedÂłem do Was w konkretnej sprawie. Przykro mi, Âże i ja wam gÂłowĂŞ zawracam, ale tam, gdzie ta zielona boja, teÂściowa mi siĂŞ topi... Facet u bram niebios. ÂŚw. Piotr mĂłwi do niego:- Zanim wejdziesz opowiedz mi jakiÂś swĂłj dobry uczynek.- Wiec to byÂło tak. JechaÂłem do domu i przy drodze zauwaÂżyÂłem bandĂŞ motocyklistĂłw znĂŞcajÂących siĂŞ nad dziewczynÂą. Ona byÂła przeraÂżona, krzyczaÂła o pomoc. Nie mogÂłem tego ignorowaĂŚ, zresztÂą nienawidzĂŞ takich brudnych typkĂłw, wiĂŞc wzi¹³em ÂłyÂżkĂŞ do opon i ruszyÂłem w ich stronĂŞ. StanĂŞli wokó³ mnie i jeden z nich krzykn¹³; "Zmiataj stÂąd, albo bĂŞdziesz nastĂŞpny". Ja, nie bojÂąc siĂŞ, przywaliÂłem z caÂłej siÂły w twarz najwiĂŞkszemu z nich i krzykn¹³em: "Zostawcie tÂą biednÂą dziewczynĂŞ w spokoju! Albo poka¿ê wam, co to jest prawdziwy BĂL, wy chorzy degeneraci!"- No, no, no! Twoja odwaga jest imponujÂące. A kiedy siĂŞ tak popisaÂłeÂś?- JakieÂś trzy minuty temu.