Skocz do zawartości
Forum Śląskich Motocyklistów

lb2635

Użytkownicy
  • Postów

    27
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Ostatnia wygrana lb2635 w dniu 9 Lipca 2022

Użytkownicy przyznają lb2635 punkty reputacji!

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Skąd:
    SRB

Ostatnie wizyty

914 wyświetleń profilu

Osiągnięcia lb2635

  1. Dzień 7 Ostatni dzień. Od domu dzieli nas niecałe 500 km. Możemy jechać autostradą, co zajęło by około 5 godzin, na co decydują się Marek z Martyną. Nam się nie spieszy, i chcemy jeszcze zobaczyć coś ciekawego po drodze. W miejscowości Lesna koło Znojma, jest ciekawe muzeum motocykli, i tam zamierzamy wstąpić. Nawigacja kieruje nas z powrotem do Austrii, gdzie jedziemy pustymi szerokimi, i równymi jak stół drogami, wzdłuż granicy, by w rejonie Slavonic ponownie wjechać do Czech. Pogoda dopisuje, jest ciepło, nie pada, choć na niebie dużo chmur, zza których przebija się słońce. W Slavonicach, podczas próby odebrania połączenia, kasuję przypadkowo nawigację. Szybko wprowadzam ponownie dane i jedziemy dalej, do celu około 30 km. Docieramy do Lesnej, ale nigdzie nie ma muzeum. Pytamy napotkanych ludzi, ale nikt o takim muzeum nie słyszał. Zaczynam szukać w sieci, i okazuje się że wprowadzając na szybko dane do nawigacji, wprowadziłem nie tą Lesna. Ta właściwa znajduje się 40 km. na południe. Zdeterminowani jedziemy te 40 km, i po około pół godzinie jesteśmy na miejscu. Po zapłaceniu 120 KC od osoby, zwiedzamy bogatą kolekcję motocykli, głównie Czeskich, i innych przedmiotów związanych głównie z motoryzacją. Polecamy to miejsce, warto tu zajrzeć. Po około godzinie ruszamy w stronę domu, zatrzymując się jedynie na obiad i tankowanie, gdzie docieramy po 19, przejeżdżając 527 km. Od Pohorelic jechaliśmy autostradą, przez Brno gdzie mijaliśmy ogromy korek około 12 km, następnie przez Ołomuniec, Ostrawę do domu. Jazda nudna, w ogromnym ruchu, i w cale nie o wiele szybsza niż pustymi lokalnymi drogami. Zdjęcia: https://photos.app.goo.gl/NGQqHmvzDt3oj6cG6
  2. Pora na kolejny dzień. Dzień 6 Po trzech dniach pora opuścić bazę i pomykać w stronę domu. Jednym z miejsc do odwiedzenia po drodze jest KTM Motohall w Mattighofen. W nocy trochę padało, i droga jest trochę mokra, lecz po kilku kilometrach już całkowicie sucha, wychodzi słońce, jest ciepło. Wyjeżdżamy ok. 9.00 i kierujemy się na północ, przez Bad Reichenhall w Niemczech, Salzburg, i tu znowu nawigacja kieruje nas na kilkanaście kilometrów płatnej A1. Z pewną dozą niepewności jedziemy, choć nie mamy winiet do zjazdu 288, gdzie odbijamy na północ do Mattighofen. Czy nawigacja nie popełniła błędu kierując nas na autostradę, a my przejechaliśmy drugi raz "na gapę" , choć szczęśliwie kilkunastu kilometrów A1? Rozwiązanie tego problemu zajęło mi kilka dni po przyjeździe, ale o tym później. Dojeżdżamy po 12, parkujemy przed halą na bezpłatnym parkingu, gdzie widzimy kilka motocykli spotkanych dwa dni wcześniej na Grossglocknerze. Obaj z Markiem jesteśmy posiadaczami KTM-ów, i mamy ogromny sentyment do tej marki. Ja jeszcze z czasów dzieciństwa, gdy na torze motokrosowym, pod którym się wychowałem, KTM-y były pierwszymi motorami zza żelaznej kurtyny które się tam pojawiły, z początkiem lat osiemdziesiątych, i były na tle głównie CZ-tek, jak z innej epoki, zarówno pod względem wyglądu, jak parametrów i rozwiązań technicznych, oraz oczywiście wyników na nich osiąganych. Toteż widok kilku maszyn z tej epoki szczególnie mnie ucieszył. Oprócz tego większość modeli jakie były produkowane. Od skuterów, szosowych, krosów, enduro, po współczesne ścigacze z Moto GP, był nawet czoper, oraz wojskowy. Ciekawostką był bolid oczywiście KTM. Na niektóre modele można było usiąść. Osobną wystawę stanowiły figury zawodników dosiadających KTM-y różnych dyscyplin motorowych, wraz z swoimi motorami, i przedstawionymi osiągnięciami. Pokazane były również poszczególne elementy motocykla w procesie projektowania, oraz finalnie przed montażem w całość. Zwiedzanie zajęło nam niecałe 2 godziny. Po wyjściu widzimy zachmurzone niebo, kontrola na meteoradarze nie pozostawia wątpliwości, za chwilę będzie lało. Szybka decyzja, idziemy na obiad do restauracji przy motohall KTM, by przeczekać ulewę. Po około 2 godzinach lać przestało, ale chmura przeszła na północ, gdzie zamierzaliśmy jechać. Zmieniamy trasę, zamiast na północ w stronę Passau, jedziemy południem na wschód w stronę Linz, skąd kierujemy się na północ, do Czech. To był strzał w dziesiątkę, drogi były suche, i nie spadła na nas ani kropla deszczu. Tym razem nie mamy wcześniej zarezerwowanego noclegu, a pomału nadchodzi mrok, decydujemy się więc na nocleg w Hotelu parę kilometrów za Czeską granicą, po przejechaniu 293 km. Wieczór spędzamy w hotelowej restauracji przy Czeskim piwie. Zdjęcia: https://photos.app.goo.gl/kYv9jcaNbA3NHoTc7 Przyjemnej lektury.
  3. Chyba faktycznie najlepiej wrzucić link do albumu z google. Dzień 5 Włochy, nie dojechaliśmy wczoraj - jedziemy dzisiaj. Ruszamy po 9 w stronę Lienz, gdzie Marek umówił się z kolejną grupą znajomych wracającą z Włoch. Jest ciepło, słońce przebija się zza chmur. Po drodze przejeżdżamy przez Felbertauerntunnel płacąc za przjazd 5 km. tunelem 10 Euro! Przy tej cenie to 27,5 Euro za Grossa to prawie za darmo. Dodam że droga powrotna w tym samym dniu kosztuje tylko 6,5 Euro! Docieramy tam szybciej niż grupa z Włoch i decydujemy się jechać "na zbicie". Po drodze roboty drogowe rozdzieliły nas, i Marek z Martyną wrócili do Lienz by spotkać się ze znajomymi, a my pojechaliśmy zobaczyć górską alpejską wioskę, i tak trafiliśmy do Sankt Oswald. Spacer po wiosce, sesja zdjęciowa i jedziemy dalej. Po przekroczeniu granicy Włoch telefon od Marka iż jest przed granicą, czekamy chwilę na parkingu i razem jedziemy dalej, w stronę Olang. Jesteśmy w Südtirol, w Dolomitach. Po drodze zatrzymujemy się na obiad, jako że Włochy to pizza. Smakowała wyśmienicie, jednak niczym szczególnym się nie wyróżniła od tych które jedliśmy do tej pory w innych krajach. Jedziemy dalej, w Olang odbijamy na północny wschód w stronę Antholz, gdzie przy jeziorze robimy kolejne zdjęcia. Następnie ruszamy w stronę Staller-Sattel-Strasse, gdzie obowiązuje ruch wahadłowy, ze względu na wąską krętą drogę, o czym wkrótce się przekonamy, a wjazd jest raz w ciągu godziny na każdej ze stron. Czekając około pół godziny przed sygnalizatorem, próbuję dowiedzieć się od czekających wraz z nami motocyklistów, czy odcinek A1 w Salzburgu, na który skierowała nas nawigacja, jest objęty wyjątkiem, i jest bezpłatny. Niestety nikt w 100% nie był tego pewien, nawet Austriacy. Ruszamy dalej. Niecałe 5 km wąskiej i krętej drogi, wymagającej pełnej koncentracji, z kolejnymi niesamowitymi widokami i granica. Jesteśmy znowu w Austrii w Osttirol. Jedziemy doliną Defereggen wzdłuż rzeki Schwarzach, do miejscowości Huben, gdzie wjeżdżamy na drogę B 108 którą rano jechaliśmy do Lienz, tylko w przeciwnym kierunku. Jadąc na północ docieramy do Mittersill gdzie ku uciesze naszych pań, robimy krótki postój, z okazją na kolejne zdjęcia, przy rondzie z "ciekawymi" figurami. Do bazy zostało ok. 5 km gdzie meldujemy się o 18.25 tankując jeszcze po drodze, i w sumie przejeżdżając 257 km. Wieczór tradycyjnie spędzamy przy piwie, winie, planując kolejny dzień. I link do zdjęć: https://photos.google.com/share/AF1QipNc0OuMOIGDqajvgbKAiQK9gpT2VQzNP0G6YqI4LLGSe82B0KuOfNKlugRDy4GrNA?key=djlsSXpSVHZPWTlRNklsN1BTbkJud3dJXzFiN3dB Pozdrawiam
  4. Powolny, odnośnie ceny to nie za osobę, a za motocykl 27,5E. W Zell am See to nie mieliśmy problemu zaparkować, jednak byliśmy tam po południu, i oczywiście po sezonie, poza tym motor łatwo gdzieś postawić. Nie słyszałem nic o trasie na konstrukcjach stalowych o których piszesz, ale poszukam w internecie, popytam. Piotrek trochę uprzedził, i ... o tym będzie w dalszej relacji. Co do pogody to podczas planowania była cały czas monitorowana. Data wyjazdu była m.in. przesuwana wcześniej z powodu złej pogody. Okolice Zell am See , Fusch itp. są bardzo dobrym miejscem na bazę do zwiedzania tych rejonów, dlatego je wybraliśmy. Mam problem z wrzuceniem zdjęć, bo coraz mniej pojemności jest do dyspozycji, początkowo było 12Mb, potem9, 3, teraz już tylko 700kb!, chyba otworzę drugi wątek by zamieścić zdjęcia. Pozdrawiam
  5. Co do zabudowań to moim zdaniem podobnie jest na Opolszczyźnie. Co do kierunku rzek to Brama Morawska jest takim dzielnikiem, czyli ukształtowanie terenu sprawia, iż rzeki płyną na południe. Nosi to nazwę Europejski Dział Wodny. Kanał Kłodnicki budowano od 1792r do 1822r. Ale ja wracam do rajzy, i uzupełniam o kolejny dzień. Dzień 4 Rano przed śniadaniem przeglądam stronę Grossglocknera, i niemiła niespodzianka, akurat dzisiaj wyjazd od strony południowej jest zamknięty z powodu remontu mostu. Dolomity odpadają. Ruszamy przed godz. 10, po drodze tankujemy, i po godzinie jesteśmy już za bramkami w Fusch, ubożsi o 27.5 Euro, gdzie korek był na ok.15 min. Jedziemy w górę podziwiając niesamowite widoki, pogoda słoneczna, bezchmurnie, bardzo dobra widoczność. Jesteśmy coraz wyżej mijając kolejne „Kehr-y” ponumerowane i opisane wysokości n.p.m. zatrzymujemy się kilkakrotnie by porobić zdjęcia. Mijamy masę rowerzystów, głównie na elektrykach, ale nie tylko, uwagę zwraca pewna pani w wieku ok. 60 lat pchająca swój zwykły rower, nie elektryk załadowany sakwami pod górę. Parę minut później mijamy „odpicowane” dwa traktory z lat 60 XXw. Wyglądają niesamowicie. Dłuższy postój robimy na parkingu pod restauracją Fuschertorl, pod szczytem Edelweisspitze, gdzie po chwili podjeżdżają i parkują wspomniane traktory. Okazuje się iż podróżujący nimi Bawarczycy objechali już wcześniej wiele miejsc, m.in. Nordkapp. Robimy pamiątkowe zdjęcia, i ruszamy dalej, podziwiając widoki. Dojeżdżamy do końca trasy u podnóża Grossglocknera, do miejsca zwanego "Kaiser-Franz-Josefs-Höhe", są tu ogromne parkingi, platformy widokowe, restauracje itp. oraz oczywiście masa turystów. Parkujemy motory, podziwiamy widoki, robimy pamiątkowe zdjęcia. Widząc wejście do sztolni decydujemy się na wejście. Poziome korytarze prowadzą do kolejnych miejsc widokowych. Po ok. 1,5 godzinie wsiadamy na motory i ruszamy w dół, jednak zatrzymujemy się po przejechaniu zaledwie kilkuset metrów, gdyż nie widzieliśmy jeszcze świstaków, a tu przy kolejnej platformie, to one są głównymi aktorami. Po kilkunastu minutach ruszamy dalej, tą samą drogą którą przyjechaliśmy. Wracając mijamy wspomnianą turystkę pchającą rower pod górę tyle że kilka kilometrów dalej. Po drodze zatrzymujemy się na obiad, i decydujemy się na zwiedzenie jeszcze miejscowości Zell am See. Zablokowana droga komplikuje nasze plany, i Marek z Martyną decydują się na powrót do bazy, a my jedziemy do Zell am See z przeciwnej strony. Do bazy wracamy wieczorem po przejechaniu 155 km. Wieczorem spotykamy się w Pizzerii ze znajomymi Marka i Martyny wracającymi z Włoch. Ustalamy plan na dzień następny - jedziemy do Włoch.
  6. Tak, i były plany by zwiedzić Braunau, i go obejrzeć, ale brakło by czasu na Hallstatt. Zostawiliśmy to na zaś. Pozdrawiam
  7. To proszę, specjalnie dla was i nie tylko. Dzień 3 Dziś planujemy dotrzeć do naszej głównej bazy, w wiosce Uttendorf obok Zell am See, która przez następne 3 dni, będzie naszą bazą wypadową. Przed nami ok. 330 km. Po drodze zaplanowaliśmy zwiedzanie Hangar 7 w Salzburgu, oraz miasteczka Hallstatt. Zaczynamy od wędrówki po Passau wzdłuż Dunaju, przechodzimy Luitpoldbrücke by od strony Ilz zobaczyć miejsce gdzie Ilz i Inn wpadają do Dunaju. Kilka zdjęć i wracamy przez stare miasto w rejon Franz-Josef-Strauss-Brücke gdzie zaparkowaliśmy motory. Ruszamy ok. południa, jest ciepło i słonecznie. Kierujemy się na południe wzdłuż granicy z Austrią, którą przekraczamy w Braunau am Inn, dalej prosto do Salzburga, gdzie dziwi nas skierowanie przez nawigację na kilka kilometrów autostrady A1, mając zaznaczone unikanie odcinków płatnych. W Salzburgu, zwiedzamy Hangar 7. Widzimy tu m.in. współczesne bolidy Formuły 1, samoloty, helikoptery, wszystkie powiązane z firmą Red Bull. Zwiedzanie Hangaru jak i parking są darmowe. Po niecałej godzinie ok. 15 ruszamy dalej w stronę miasteczka Hallstatt gdzie docieramy ok. 17. Spacer po tym urokliwym miejscu, znanym z wielu publikacji, wpisanym na listę światowego dziedzictwa UNESCO, zdjęcia i wreszcie obiad. Ciekawostką jest iż w 2012 roku Chińczycy zachwyceni tym miejscem, skopiowali go u siebie w miejscowości Huizhou w prowincji Guangdong. Nas czas goni, i po godz. 19 ruszamy na południowy zachód do Uttendorf, gdzie docieramy po 21, jadąc ok. 1,5 godziny po zmroku. Licznik pokazał 338 km, przez cały dzień było ciepło i słonecznie, jutro ma być jeszcze cieplej i bezchmurnie, więc planujemy atak na Grossglockner, oraz zahaczenie o Dolomity.
  8. Dzień 2 Pakujemy kufry i o 9 ruszamy w kierunku Branny, by obejrzeć dopołudniowe wyścigi. Mając jeszcze przed sobą ponad 400 km by dojechać do Passau, nie możemy zostać do końca zawodów. Około 12.30 ruszamy więc w kierunku Niemiec. Po drodze tankujemy, jemy obiad, oraz zatrzymujemy się przy elektrowni atomowej w Temelinie, by zrobić kilka zdjęć. Zawsze ciekawiło mnie jak wygląda taka elektrownia, tu mogłem zobaczyć ją z bliska. Przyznam że robi wrażenie. Do Passau zostało nam jeszcze ponad 130 km, gdzie docieramy przed godz. 21, przejeżdżając w sumie 442 km. Tu spotykamy się z Markiem i Martyną, z którymi już dalej wspólnie będziemy podróżować. Pogoda dopisywała nam przez cały dzień, było słonecznie z niewielkimi chmurami, ale bezdeszczowo.
  9. Zapowiedziana relacja z siedmiodniowej rajzy po Austrii, Czechach, Niemczech. Po kolei będę wrzucał kolejne dni. Wszystko zaczęło się ponad rok temu, gdy ograniczenia Covidowe zniknęły zaczęliśmy planować wyjazd na Grossglockner, a przy okazji zobaczyć jeszcze kilka ciekawych miejsc.Uznaliśmy iż samotnie trochę nudnie, a i w razie potrzeby zawsze można wzajemnie pomóc, dlatego postanowiliśmy zaproponować wspólną rajzę znajomym. Z wielu znajomych motocyklistów tylko Marek z Martyną wyrazili chęć jazdy. Niestety początkowo problem z urlopem, a następnie Covid popsuły nam plany które musieliśmy przełożyć na następny 2021 rok. Dzień 1 Po dograniu urlopów z prognozą pogody ruszamy 11-9-2021r ok. 8.00 rano. W ten weekend odbywają się zawody motocykli zabytkowych w Brannie w Czechach, na które już od kilku lat planowałem się wybrać. Ruszamy sami, Marek po nocce musiał zrezygnować z Branny. Ustalamy że spotkamy się następnego dnia w drodze do Passau Ruszamy więc w kierunku Branny w Czechach gdzie w Ramzovej mamy pierwszy nocleg. Jedziemy przez Racibórz, Krnov, Jesenik. Drogi w Czechach to inny świat, w porównaniu do Polskich, równe, bez dziur, dobrze wyprofilowane. Meldujemy się ok. południa, zrzucamy bagaże i ruszamy w kierunku Dolni Morava na "Spacer w chmurach". Przejeżdżając przez Brannę, zatrzymujemy się by popatrzeć na treningi przed jutrzejszymi zawodami. Po ok. godzinie ruszamy dalej. Pogoda cały czas dopisuje, słońce, gdzie niegdzie chmury, ale nie pada. Około 5 km przed Dolni Morava pojawiają się pierwsze krople deszczu, które są coraz intensywniejsze. Widząc że to tylko przelotne opady decydujemy się przeczekać pod drzewem, co trwało ok. pól godziny aż padać całkowicie przestało. Ruszamy dalej i po ok. 1 km droga nagle jest sucha. Wystarczyło wyruszyć 2 minuty wcześniej i deszcz w ogóle by nas nie dopadł. No cóż ponieważ jest już ok. 14. decydujemy się na obiad przed wyjazdem kolejką na górę by pospacerować w obłokach. Parkujemy pod dolną stacją kolejki, i za chwilę wjeżdżamy do góry, by za chwilę wejść na niezwykłą konstrukcję zwaną "Ściżką w chmurach" i podziwiać widoki. Nasz spacer trwa ok. 1 godziny i 20 minut, po czym schodzimy, następnie zjeżdżamy na dół, i wracamy do bazy, nieco inną drogą. Mijając Brannę widzimy jeszcze ostatni trening przed zawodami. Są to sajdkary. Wieczorem meldujemy się w bazie mając przejechane 246 km.
  10. Jeszcze chyba nie umarło, choć tłumów nie widać. Sam przygotowuję relację z Branny i Gossglocknera, ale jakoś topornie mi to idzie. Gratuluję kilometrów i ciekawych " rajzów". Jak kiedyś pisałem czytam często forum, ale rzadko piszę. Patrząc na prognozy, to myślę że jeszcze "porajzuja wele komina". Pozdrawiam
  11. Czy ktoś zna okoliczności tego wypadku? https://silesia24.pl/wiadomosci/szczegoly/w-wypadku-drogowym-zginal-znany-onkolog-prof-leszek-miszczyk-26186 Pozdrawiam
  12. Semy, mapkę posłałem ci w wiadomości. Pozdrawiam
  13. Wczorajsza rajza po Opolszczyźnie i nie tylko. Startujemy ok. 10 w stronę Zabrza, A1 potem Średnicówka (902). Po załatwieniu spraw kierujemy się na Tarnowskie Góry drogą 78, następnie przez zakorkowane miasto (tak nas prowadziła nawigacja) na drogę 908 przez Miasteczko Śląskie do Kalet Zielonej - pierwszego punktu dzisiejszej rajzy. Po drodze dopadają nas pierwsze krople deszczu, których nie było w planie. Zwiedzając ośrodek i zalew przeczekujemy deszcz, i ruszamy dalej w stronę Kochcic, przez Koszęcin drogą 906. Tu dopada nas ponownie deszcz. Zwiedzanie terenu wokół starej gorzelni, ograniczamy do wykonania kilku zdjęć, i objechania terenu. Widzimy pracujący dźwig czyli coś się dzieje. Czyżby renowacja, by dołączyć do szlaku zabytków techniki?? Czas pokaże. Jedziemy dalej uciekając przed deszczem do Dobrodzienia drogą 46. Zarówno tu, jak i na pozostałych drogach Opolszczyzny, ruch zdecydowanie mniejszy w porównaniu do województwa Śląskiego. Dlatego, choć nie tylko tak lubimy Opolskie. W Dobrodzieniu dopadają nas ostatnie pojedyncze krople deszczu, po czym wychodzi słońce, które towarzyszyć nam będzie już do końca. Spacer wokół rynku, krótki odpoczynek, i ruszamy w stronę ulubionej dla mnie drogi 45. Kierujemy się kolejno na Zawadzkie droga 901, Strzelce Opolskie droga 426 z której zjeżdżamy za Strzelcami, kierując się przez Leśnicę, objeżdżając Górę Św. Anny na Zdzieszowice. Po przepłynięciu Odry promem w Solowni, co jest kolejną atrakcją, docieramy do drogi 45. Kierujemy się na południe do Raciborza, który odpuściliśmy na ostatniej rajzie. Krótki spacer po rynku, i ruszamy do ostatniego punktu rajzy - wieży widokowej w Pogrzebieniu. Widoczność dobra, w oddali widać Beskidy oraz Jeseniki, z drugiej strony m.in. Szarlota, czy Elektrownia Rybnik. W domu jesteśmy ok. 19 przejechawszy 265km - udano rajza. Dorzucam kilka zdjęć, i mapkę. Pozdrawiamy wszystkich Lewa w górę.
  14. Tak mi to wyglądało, na jakiś zamkniętą restaurację lub hotel, i to raczej przed Covid-em. Jednak kupić go nie zamierzam.......przynajmniej na razie. Co do Naroka to niestety, właściciel nie jest moim kumplem.......... jeszcze, i ciężko mi będzie się załapać na imprezę. Ale z zewnątrz robi wrażenie. Swoją drogą to trochę zaczęło nam dnia brakować, by dokładnie zobaczyć wszystko co zaplanowaliśmy podczas rajzy. Zaczynało robić się coraz chłodniej, a do domu ok.150km. Na przyszłość trzeba wcześniej wyjeżdżać, - z tym są małe problemiki. Ale...... trzeba być dobrej myśli, a i dnia przybywa, i wieczory coraz cieplejsze. Pozdrawiamy
  15. Z powodu jakiejś awarii forum, dopiero dzisiaj wrzucam relację. Koledzy pisząc o Nysie, jakby wywołali mnie do napisania krótkiej relacji, i wrzuceniu kilku zdjęć, z ostatniej rajzy. Sobota 10-4-21, ruszamy ok. 11 w stronę Raciborza, następnie drogą 417 przez Prudnik do Nysy. Droga praktycznie pusta, głównie wśród pól, o dość dobrej nawierzchni. Pogoda dopisuje, dość ciepło, słonecznie, jedynie czasem silne podmuchy wiatru trochę denerwujące, widoczność dobra, w oddali widać Jeseniki. Docieramy do Nysy zwanej Śląskim Rzymem. Co do Rzymu to ciężko mi porównać (bo tam nie byłem), ale miasto bardzo ciekawe, masa ciekawych budowli. Dużo odrestaurowanych starych kamienic. Pomiędzy nie wciśnięte gdzie niegdzie współczesne. Jedyny minus naszym zdaniem, to przesada różnych kolorów. Pokręciliśmy my się trochę pieszo, trochę na moto po śródmieściu, a potem pojechaliśmy do twierdzy (zdj1,2). Jednak jej wielkość i obszar jaki zajmuje nie pozwoliły nam jej obejrzeć w całości, zabrakło czasu. Przydały by się rowery, albo jakieś hulajnogi elektryczne do objechania wszystkiego. Wniosek prosty - trzeba tu przyjechać jeszcze raz, ale z rowerami. Jedziemy dalej do Kopic zobaczyć Pałac rodziny Schaffgotsch (zdj.3). Teren pałacu jest ogrodzony, z ochroną, i nie można wejść bezpośrednio na jego teren. Jednak nie ma problemu by go obejrzeć zza ogrodzenia. Ruszamy dalej w stronę Niemodlina, gdzie oglądamy tutejszy Zamek. Podobnie jak w Kopicach można go podziwiać tylko zza ogrodzenia, z powodu pandemii zwiedzanie zamku jest zawieszone. Ruszamy więc dalej, kolejnym celem jest Pałac Narok (zdj. 4,5). I tu również oglądamy go tylko zza płotu, podobnie jak kolejny, Pałac w Niewodnikach (zdj 6,7). Pora wracać w stronę domu, kierujemy się więc na Opole gdzie wjeżdżamy na kultową i ulubioną (przynajmniej dla mnie) drogę 45, i kierujemy się na południe. W Krapkowicach odbijamy jeszcze do Dobrej (ok. 5km.) by zobaczyć tamtejszy Pałac rodu von Seherr-Thoss (zdj ? , wraz z parkiem. Podobnie jak poprzednie, tak i tu oglądamy tylko zza ogrodzenia. Wracamy więc w stronę Krapkowic, skąd wspomnianą już drogą 45 jedziemy do Kędzieżyna-Koźla, a dalej drogom 408 do Sośnicowic, i dalej do domu. Z powodu chłodu nie jedziemy przez Racibórz (niestety), tylko najkrótszą opcją, przez Sośnicowice. W domu meldujemy się ok. 20 przejechawszy 320km - udano rajza. Pozdrawiamy wszystkich Lewa w górę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Wchodząc na stronę akceptujesz regulamin i politykę prywatności.