Skocz do zawartości
Forum Śląskich Motocyklistów

pawjeu

Użytkownicy
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

O pawjeu

  • Urodziny 09.08.1985

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Skąd:
    Sosnowiec

Osiągnięcia pawjeu

Newbie

Newbie (1/14)

0

Reputacja

  1. Będzie ktoś wcześniej w Łebie? Ja się wybieram w ten piątek
  2. Ja niestety odpadam W środę miałem wypadek samochodowy (nie z mojej winy) i pewnie większość moich oszczędności pójdzie na remont Z ubezpieczenia sprawcy dostane pewnie tyle co za szkodę całkowitą czyli grosze.......
  3. Myślę, że do końca przyszłego tygodnia dam znać czy dostanę w tym terminie urlop. Już mi się gęba cieszy Rumunia super kraj a plan na taki szybki wypadzik 10/10
  4. Jak Ci nie przeszkadza pyrkanie w raczej rekreacyjnym tempie to też bym się pisał jak dostanę urlop. Acha, Sibiu jest ładniejsze niż Sebes
  5. Aaaa no i trasa. Wrzucam nieokrojoną, nie daliśmy rady dojechać nad morze i do Snagov. Opcje przyjąłem dwie z trasą Transfogarską i bez: http://maps.google.p...&mra=pr&t=m&z=6 http://maps.google.p...&mra=ls&t=m&z=6 Jakby ktoś był zainteresowany to na przyszły rok już też mam plan trasy po Rumunii: https://maps.google....&mra=ls&t=m&z=8 https://maps.google....&mra=ls&t=m&z=6 Jakby były problemy z tymi mapkami to tutaj są punkty przez które planuję przejazd. Oczywiście to jest wszystko w powijakach, ale wstępny plan jest Punkty Sosnowiec Arad Timişoara, Timiş, Rumunia Oţelu Roşu, Caraş-Severin, Rumunia Sebeş, Okręg Alba, Rumunia Novaci, Gorj, Rumunia Râmnicu Vâlcea, Vâlcea, Rumunia Avrig, Sybin, Romania Scoreiu, Sibiu, România Curtea de Argeş, Ardżesz, Rumunia Târgovişte, Dâmbovița, Rumunia (opcjonalnie do wyrzucenia) Snagov, Ilfov, Rumunia București, Bucureşti, România Constanța, România Focșani, Vrancea, România Focul Viu, Vrancea, România Buzău, Rumunia Braszów, Rumunia Oneşti, Bacγu, Rumunia Adjud, Vrancea, Rumunia Piatra Neamţ, Neamţ, Rumunia Cabana Izvorul Muntelui, Neamț, România Lacul Roșu, Harghita, România Gheorgheni, Okręg Harghita, Rumunia Sovata, Mureş, Rumunia Târgu Mureș, Mureş, Rumunia (do tego miejsca jest 3191km) Sighișoara, Mureş, Rumunia Sibiu, România Craiova, Dolj, România Orszowa, Rumunia Dubova, Rumunia Steierdorf, Rumunia Reşiţa, Caraş-Severin, Rumunia Timişoara, Timiş, Rumunia Sosnowiec (w sumie 3156 + 1933km)
  6. Jak liczyłem kilometry i ogólnie przyjąłem ceny noclegów baaardzo zawyżone, to budżet wyliczyłem na 2500zł. Trasa miała ponad 3000km a cenę paliwa przyjąłem 6-6,50 przy zawyżonym spalaniu 5litrów/100km. Wyszło zdecydowanie taniej, więc uważam, że na spokojnie można się zamknąć w granicach 1500-2000zł, ale wiadomo, przezorny ubezpieczony
  7. Białoruś z tego co zasłyszałem od znajomych to raczej hardcore W sensie łapówkarstwo na każdym kroku i taki skansenik komunistyczny
  8. Dokładnie, to mnie najbardziej zaskoczyło, na wsiach ludzie chociaż sami niewiele mają chętnie służą pomocą i nie chcą nic w zamian, za parkowanie u babuszki na posesji nawet paru lei nie chciała, baaaa jeszcze się pytała czy się u niej umyć nie chcemy. Upał najwyraźniej dał się nam we znaki hehehe ;P
  9. Kiedy pierwszy raz jechałem do Rumunii byłem pełen obaw nakręcony legendami o Rumunach tylko czyhających na okazję aby ogołocić z kasy każdego obcokrajowca, który odwiedza ich ojczyznę. Oczywiście większość moich rozmówców twierdziła, że Cygan i Rumun to to samo więc wersję demo kraju Karpat mogę sobie zobaczyć min. na dworcu w Katowicach. W takim stanie psychicznej korozji wybrałem się x - lat temu do Devy. Pierwsze godziny mojego pobytu w tym mieście to było rozpoznanie „wroga”, przeżyję czy nie. No i przeżyłem, ba w sumie to się wręcz świetnie bawiłem Mimo że wtedy Rumunia wyglądała jak Polska na początku lat 90 to zauroczyłem się w tym kraju i obiecałem sobie, że tam wrócę a najlepiej na jednośladzie. Danego sobie słowa dotrzymałem. Po tygodniowym wyjeździe mogę śmiało stwierdzić, że moje zauroczenie przekształciło się w szczerą miłość do kraju przepięknych widoków, urokliwych dziewoi i życzliwych aż do przesady ludzi. W żadnym miejscu, które do tej pory udało mi się odwiedzić nie spotkałem się z takim ciepłym przyjęciem przez „tubylców”. Dwóch Polaków na „motórach” nawet na wsiach stanowiło atrakcję, mieszkańcy nam machali, pozdrawiali a co najbardziej mnie zaskoczyło nawet kierowcy TIR-ów do nas trąbili i pozdrawiali gdzie u nas co najwyżej możemy liczyć na obojętność z ich strony. Dobra, dość słodzenia, sami się przekonacie jak wygląda Rumunia z punktu widzenia operatora jednośladu, skrócik z wyprawy w paru zdaniach. No to wio: Dzień pierwszy Wyjazd zaplanowaliśmy na godzinę 8 rano, ale jak to z planami bywa cosik nie wyszło. Z przyczyn technicznych (drobne problemy z ogarnięciem bagażu i przypięciu go do Shadowki) na dobre wyruszamy koło godziny 11. Rozpisywanie się na temat korków w jakich przyszło nam stać po drodze nie ma raczej sensu więc przejdę do pierwszego punktu programu, mianowicie ruin zamku w Słowackich Čachticach. W zasadzie to cudem udało nam się trafić pod sam zamek gdyż droga do niego prowadząca jest tak wyraźnie oznaczona jak drobny druczek w umowie kredytu bankowego czyli trzeba mieć oczy szeroko otwarte. Wjeżdżamy w wąską uliczkę i każde kolejne metry to jak strzał w pysia, asfalt, dziurawy asfalt, kratero asfalt, fuck - żwir, więcej żwiru, trawa... Szybka decyzja, zostawiamy maszynki na nazwijmy to łące parkingowej i idziemy kawałek pod górę w poszukiwaniu zamku. Po paru minutach marszu trafiamy do celu, szybka sesyjka zdjęciowa i ciśniemy dalej na Węgry. Po kilku godzinach męczącej jazdy, nie bez cyrków z gubieniem drogi docieramy do Sarvaru. Nie wiem jakim cudem, że przez Austrię, ale docieramy. Niestety jest za późno na zwiedzaniu zamku i odkładamy to na poranek dnia następnego. Dzień drugi Pobudka z samego rana, jest raptem 8.30 a żar z nieba leje się niemiłosiernie. Kulamy się na zamek, zwiedzano, zdjątka do rozkładówki „młodego rolnika” i dalej wio. Plan jest dojechać jak najbliżej granicy z Rumunią. Jedziemy niestety niezbyt atrakcyjną widokowo drogą, autostradą. Ukrop niemiłosierny i jedzie się ciężko przez bardzo silne podmuchy bocznego wiatru. Momentami aż strach jechać szybciej niż 90km/h nie mówiąc już o wyprzedzaniu wszechobecnych TIR-ów. Szybko przejeżdżamy przez Budapeszt, parę fotek i wieczorem dojeżdżamy do miasteczka o wdzięcznej nazwie Nyíregyháza. Podejrzewam, że taki Węgierski Szczebrzeszyn bo za cholerę nie wiem jak wymówić tą nazwę poprawnie, nie wiem czy nawet dobrze to czytam. Nic tu nie ma, szczerze. Dwie godziny szukaliśmy przyzwoitej knajpy, żeby w końcu usiąść na piwko w jakiejś spelunie. Zwieńczeniem wieczoru było zamawianie kanapki na migi, nie wiem co to było, ale dobre Dzień trzeci Wyruszamy koło godziny 9.00, ukrop oczywiście od samego rana. Nie narzekam, gdzie tam Granicę z przekraczamy w pobliżu Satu Mare. Jedziemy w stronę wesołego cmentarza w wiosce Săpânţa. No i tu się zaczynają pewne komplikacje. Niestety w Rumunii drogi miejscami są fatalnej jakości. Dziura na dziurze miejscami leje po bombie. Dystans niecałych 100km pokonujemy grubo w ponad dwie godziny. Droga męcząca strasznie, ale już od praktycznie samego Satu Mare Rumuni witają nas serdecznie, machają nam i uśmiechają się życzliwie. Dojeżdżamy w końcu do Săpânţy. Wesoły cmentarz jest bardzo dobrze oznaczony więc nie mamy żądnego problemu ze znalezieniem go. Nie ma tam niestety żadnego większego parkingu tym bardziej strzeżonego. Wszystkie bagaże oczywiście mamy na motocyklach więc nic dziwnego, że trochę się obawiamy zostawić nasze niunie przy ulicy. Zagaduję starszą panią, stojącą przy płocie swojego domu czy moglibyśmy wjechać do niej na posesję oczywiście za opłatą. Wyśmiała mnie... że zasugerowałem jej pieniądze, wpuszcza nas do siebie, zsiadamy z maszyn i idziemy zwiedzać wesoły cmentarz. Miejsce naprawdę godne uwagi więc jeśli ktoś się będzie wybierał do Rumunii to nie zrażać się kiepskimi drogami tylko zaznaczać Săpânţe na mapce trasy . Wracamy do maszyn, setki razy wymienimy ze starsza panią pozdrowienia i uprzejmości i lecimy w dalszą drogę, kierunek Baia Mare, Dej, Cluj – Napoca. Od wyjazdu z Săpânţy w zasadzie mogliśmy jechać cały czas z podniesioną lewą ręką, cały czas ktoś nas pozdrawiał, mieszkańcy, robotnicy na drogach, policjanci, dzieci, dzierlatki Lepiej niż w domu Stan nawierzchni dróg pozostawia wiele do życzenia. Zauważyłem jedną rzecz. Jeżeli w Rumunii znaki informują żeby zwolnić do 30km/h zwolnij do 5km/h. Serio... Uwaga nierówności to znaczy zaraz będzie krajobraz księżycowy tudzież fragmenty frontu wschodniego. Nie radzę jeździć po wioskach nocą, ale to tylko ze względu na kiepskie drogi nic więcej. Rumunia bardzo szybko się rozwija, tam gdzie jest rzeźnia z asfaltem widać, że prowadzone są roboty drogowe więc za parę lat bankowo będzie można jeździć praktycznie wszędzie. Około stu kilometrów od Cluj-Napoca zastaje nas zmrok. Trochę mieliśmy obawy, ale na szczęście za Baia Mare stan dróg zaczął się poprawiać. Na dodatek góry w pół mroku wyglądają olśniewająco. Bardzo późnym wieczorem dojeżdżamy do Cluj-Napoca. Tak kończymy pierwszy dzień pobytu w kraju Draculi Dzień czwarty Chyba najbardziej intensywny dzień jeśli chodzi o zwiedzanie. Plan to Sighişoara, miejsce narodzin Vlada Tepesa i zamek w Bran, typowo jarmarczne miejsce pod turystów ale zamek bardzo ładny. Żar się leje z nieba niemiłosierny, jest tak gorąco, że nie ma mowy o jeździe w kurtkach. Oczywiście skutkiem tego jest robotnicza opalenizna a’la bezrękawnik, no ale cóż Koło godziny 14.00 parkujemy pod zabytkowym miasteczkiem w Sighişoarze, zwiedzanko, obiad, oczywiście błysk fleszy i komu w drogę temu trampki, kierunek Bran. Dojeżdżamy pod zamek późnym popołudniem. Szukamy parkingu, ledwo co wjechałem na miejsce i już otoczyło mnie 3 Cyganów (Cyganów, nie Rumunów, to nie jest to samo!) Zmęczenie wzięło tutaj nade mną górę, śpiewają 25 lei (około 25zł za parking za godzinę) ja się zgadzam bo byłem przekonany że chodzi o 2,5 lei. Dobrze, że kolega Feri wykazał się zdrowym rozsądkiem i pokazał mi znak na którym była rozpiska cen za parking: - motocykl 2 leje - samochód 3,5 leje - autobus 25 lei Kiedy mówimy, że chyba coś im się pomyliło to nas zbywają tekstem, że to nie do tego parkingu rozpiska i to nie tak jest. No to co, jedziemy dalej i tu nagle zwrot akcji. Cyganie twierdzą, że jednak parking kosztuje 2 leje, oczywiście ich olewamy i jedziemy dalej. Parkujemy na zamkniętym strzeżonym parkingu za dwie leje u młodych Rumunów, oczywiście wymiana serdecznych uśmiechów w akompaniamencie „Polonia” Po zwiedzeniu Bran i zakupieniu pamiątek ciśniemy na nocleg w Brasovie. Wieczorem po znalezieniu miejsca na kimę wychodzimy na miasto. W życiu nie widziałem tylu łani w jednym miejscu Siadamy w knajpce, głowy nam chodzą jak wściekłym papużką. Wieczór kończymy z poznanymi Polakami Dzień piąty Wyjeżdżamy dość późno, koło 10 rano i kierujemy się na miejscowość Curtea de Argeş i ruiny zamku Draculi - Poenari. Kiedy byłem w Rumunii osiem lat temu nie udało mi się tam dostać gdyż trasa transfogarska ze względu na zalegający śnieg była wciąż niedostępna. Zwiedzenie tego miejsca obrałem sobie za punkt honoru. Tradycyjnie już całą drogę piekarnik, żar z nieba się leje, a ja dureń chciałem wziąć na wyjazd tekstylne ciuchy na wypadek gdyby było chłodno. Doga jest przepiękna, kręta, super nawierzchnia, poprzycierałem gmole od kładzenia Haliny na zakrętach, ale aż się prosiło, raj dla miłośników jazdy na jednośladzie. Dojeżdżamy na miejsce, zamek jest super oznaczony. Szukamy parkingu a tu lipa. Nie ma miejsca. Podjeżdżam do Rumuna handlującego przy drodze miodem, sokami itp. i pytam, czy możemy zostawić motocykle koło jego straganu. Oczywiście się zgadza i zapewnia mnie, że od tej pory jest za nie odpowiedzialny i niczym się mamy nie przejmować. Znowu nie ma mowy o jakichkolwiek pieniądzach widać, że wręcz jest oburzony taką propozycją. W pośpiechu wyciągam aparat i pakuje rzeczy do sakw. No właśnie, w pośpiechu... Zamieszałem się i zostawiłem na sakwie aparat, idealnie na widoku. Oczywiście zorientowałem się w połowie drogi na ruiny zamku. Nie powiem, trochę mi było smutno na myśl o stracie aparatu no ale pomyślałem sobie, że na szczęście Feri ma prawie takie same zdjęcia. Na szczyt wzgórza dotarłem sam, kolega motórzysta wymiękł w połowie. Nie dziwię się w sumie droga jest cholernie męcząca i był mega ukrop, ale warto. Widok z ruin zamku 10/10. Popstrykałem parę fotek pożyczonym aparatem i schodzę na dół. Wracamy już razem z Ferim do motocykli i nie wierzę, aparat leży dalej na sakwie... Dodam tylko, że ruch w tym miejscu był jak na Krupówkach. Niech ktoś jeszcze przy mnie powie, że Rumuni to złodzieje i kombinatorzy... Na ten dzień mieliśmy jeszcze przewidzianą trasę Transalpinę. Czas jednak gonił jak opętany a napotkani na stacji benzynowej koledzy motocykliści z Warszawy skutecznie nas odwiedli od pomysłu pokonania jej późnym popołudniem. Nic straconego, może jeszcze nawet w tym roku tam wrócę. Pada decyzja, udajemy się na nocleg do Sibiu. Droga jest przepiękna Na miejsce dojeżdżamy koło 19.00, idziemy zwiedzać zabytkową dzielnicę pub-ów . Dzień szósty Z Sibiu jedziemy na nocleg do miasta Arad. Jakość nawierzchni lepsza niż u nas na autostradach. W Aradzie pada decyzja o spędzeniu intensywnego wieczora, w końcu ostatni nocleg w Rumunii. Słowo się rzekło. Nie będę się rozpisywał, co przeżyliśmy to nasze i co się zaszyło w Arad w Arad pozostanie Dzień siódmy Wstajemy dość późno. Całą drogę jestem przygnębiony, że to już koniec majówkowej wyprawy. Przy granicy z Węgrami już prawie nie wytrzymuję z żalu No ale cóż, tsza być twardym. Jedziemy do Budapesztu. Po dotarciu na miejsce, uskuteczniamy godzinną drzemkę. Wieczorem idziemy zwiedzać miasto. W powietrzu czuć burzę... Dzień ósmy Pogoda taka sobie, chmury i wyraźnie się ochłodziło. Po opuszczeniu Budapesztu przejechaliśmy 70 km i złapał nas deszcz. Szybkie przebieranie pod mostem w nieprzemakalne sztormiaczki i w ulewie kulamy się do Polski. Prawie 500 kilometrów w ulewie. Droga, którą w normalnych w warunkach zajęłaby nam 5-6 godzin ciągnęła się przez godzin 10. Wyjazd zaliczam do mega udanych. Jak już wspomniałem do Rumunii będę wracał regularnie. Poczułem się tam jak w domu, wśród zupełnie obcych mi ludzi. Będę to powtarzał, że Rumuni to nie Cyganie. Nie wiem skąd się to wzięło, że u nas ludzi którzy tak naprawdę nie mają swojego własnego kraju (Cyganie to koczownicy, są wszędzie, w Czechach, na Słowacji, Węgrzech, Norwegii, Polsce) nazywa się Rumunami, jest to bardzo krzywdzące i stąd się biorą niepotrzebne stereotypy o Rumunach biednych i złodziejach i kraju, w którym psy szczekają dupami a jeździ się Daciami zaprzęgniętymi do muła. Nic bardziej mylnego, Rumunia to wspaniały kraj, rozwijający się niesamowicie przyjazny. A może by tak zamieszkać tam na stałe? Focisze z wyjazdu: http://imageshack.us...5/stp66769.jpg/
  10. Jakbyście planowali przekraczać granicę w Satu Mare to polecam po drodze zaliczyć wesoły cmentarz w Sapancie Drogi niestety baaardzo średnie, ale warto
  11. Z niecierpliwością czekałem na info o tym zlocie żeby sobie urlop zaplanować Bankowo się dokulam, choćby lało, wiało, grzmiało i waliło śniegiem W Łebie jestem zakochany bez opamiętania
  12. Super imprezka, powrót do Sosnowca pod znakiem chłodu, mgły i wilgoci, ale warto było Nawet na fotę się załapałem widzę hehe
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Wchodząc na stronę akceptujesz regulamin i politykę prywatności.